Rafał Tomala jest współwłaścicielem hostelu pracowniczego, w którym przebywają matki z dziećmi uciekające z Ukrainy. Kobiety ze swoimi pociechami mogą w spokoju odpocząć od dramatu wojny dzięki pomocy przedsiębiorcy. Jednak Tomala nie ogranicza się w pomocy oferując jedynie hostel pracowniczy, w którym jeszcze niedawno mieszkali pracownicy fizyczni. Mężczyzna wraz z innymi wolontariuszami z Polski i Niemiec koordynuje transporty najpotrzebniejszych rzeczy na Ukrainę. Grupa osób każdego tygodnia przekracza granicę, aby znaleźć się na Ukrainie i ofiarować tamtejszym obywatelom najpotrzebniejsze rzeczy. W rozmowie z "Super Expressem" przedsiębiorca opowiada o akcji, która przeszła jego najśmielsze oczekiwania.
- Docieramy do 14 miast na Ukrainie. Stworzyliśmy „Most nadziei Reinfeld-Warszawa-Ukraina” na przestrzeni czasu - mówi nam Rafał Tomala przedsiębiorca z Warszawy. - Akcja się rozrosła. Na początku jeździliśmy w kilka busów. Teraz przygotowujemy palety po 500 sztuk i wysyłamy na Ukrainę. Pomagają nam Niemcy i Amerykanie. Mamy już 400 wolontariuszy. Dołączają do nas samorządy z Ukrainy, które co dzień składają u nas rano zamówienia na to, co jest potrzebne w szpitalach, placówkach medycznych i innych miejscach, w których są ludzie. Strona niemiecka pokrywa koszty transportów do Warszawy. Z kolei my z Polski pokrywamy koszty np. do Lwowa. W tym oczywiście koszty paliwa. Znajomy udostępnił wielki magazyn, w którym chowamy produkty, które potem trafią na Ukrainę. Dziś znajomy pojechał motocyklem do rodzącej kobiety we Lwowie. Po to, aby dostarczyć jej wyprawkę - mówi nam i dodaje. - Mamy nawet tiry. To niesamowite, bo zaczęło się od wyjazdu busem - mówi.