"Super Express": - Sejm przegłosował obniżenie wieku emerytalnego, spełniając tym samym obietnicę wyborczą zarówno prezydenta Dudy, jak i PiS. Chwalimy za słowność?
Prof. Bogusław Grabowski: - Mój profesor mawiał, że jak ktoś głupi, to nie daj Bóg, żeby był pracowity. Na tę sytuację da się to przełożyć tak, że jak ktoś składa głupie obietnice, to źle się dzieje, kiedy jest słowny.
- PiS głupio robi, że obniża ten wiek?
- Obietnica obniżenia wieku emerytalnego i jej realizacja jest po prostu beznadziejna dla Polaków. Decyzja Sejmu obniży emerytury, zmniejszy tempo wzrostu polskiej gospodarki na najbliższe dekady, zmniejszy wpływy i zwiększy wydatki budżetowe.
- Nawet rząd wydaje się zdawać sobie sprawę ze skutków swojej decyzji, bo od początku tłumaczył, iż Polacy muszą pamiętać, że wcześniejsze emerytury to głodowe świadczenia.
- Czegoś tu nie rozumiem. Skoro ma się takie poglądy, to w takiej sytuacji powinno się zlikwidować wiek uprawniający do przejścia na emeryturę. Powinno się powiedzieć, że każdy może przejść na emeryturę, kiedy mu się żywnie podoba. Jeżeli jedynym argumentem, który ma powstrzymać przed przejściem na emerytury, jest jej wysokość, to jaki jest sens wprowadzania wieku emerytalnego?
- To nie jest demokratyczne rozwiązanie, że ludzie mogą sobie wybrać - albo głodowe emerytury, albo dłuższa praca?
- To po co w ogóle wiek emerytalny?
- Ale czy z wyższym wiekiem emerytalnym nie ma tego problemu, że nie w każdym zawodzie można do starości pracować? Może obniżenie wieku uprawniającego do przechodzenia na emeryturę będzie rozwiązaniem dla nich?
- Przeciętny Amerykanin w trakcie swojego życia zmienia zawód - nie pracę - 4,7 razy. To się nazywa elastyczny rynek pracy i do tego trzeba się, niestety, przyzwyczaić i przystosować. Nikt nie mówi, że w wypadku prac uciążliwych, wymagających dobrego stanu zdrowia i bardzo dużej sprawności fizycznej przepracuje się do śmierci. Nie, po prostu trzeba zacząć wykonywać inny zawód.
- Wie pan, że w Polsce zmiana zawodu nie jest taka prosta. Nie mamy skutecznego państwowego programu przebranżawiania pracowników, który nieźle działa w rozwiniętych krajach zachodniej Europy.
- Oczywiście, że to nie jest proste. Najprościej jest nie pracować, a rząd PiS powie, że jak jesteś zmęczony i nie chcesz pracować, nie martw się, zapewnimy ci świetlaną przyszłość. To jakaś rewitalizacja marksizmu - każdemu według potrzeb.
- No tak, ale mamy ogromny problem z osobami starszymi, które nie mieszczą się już na rynku pracy. Znam kobietę, która przepracowała lata jako dyrektor banku, ale dla firmy okazała się za stara i za droga. Dziś zmuszona jest pracować na bankowej infolinii za takie same pieniądze, jakie płaci się studentom. Podwyższanie wieku emerytalnego nie pogłębi taki problemów?
- Wie pan, zużywanie się moralne pracowników w przypadku informatyków przychodzi w wieku 35 lat, a dla ludzi pracujących na rynkach finansowych to maksymalnie 40. Kwalifikacji już nie wystarcza do tego, ile wymaga rynek. Przychodzą młodsi, lepiej wykształceni i tańsi. Z czym chcemy tu walczyć? Z wiatrakami? Poza tym pamiętajmy o jednej rzeczy.
- Jakiej?
- Obecnej sytuacji na rynku pracy nie dawajmy za przykład tego, co będzie z wiekiem emerytalnym za kilkadziesiąt lat. Otóż niedługo z polskiego rynku pracy co roku będzie odchodzić 200-300 tys. osób. Będziemy prosić, żeby przyjeżdżali do nas ludzie z zagranicy, bo nie będzie miał kto pracować. Nie ma się więc co martwić o dostępność pracy, kiedy będą zbliżali się do wieku emerytalnego. Pracy na pewno nie zabraknie.
ZOBACZ: Obniżenie wieku emerytalnego coraz bliżej. Sejm pracuje nad ustawą