Bogdan Zdrojewski: To jest bardzo dziwna sprawa

2014-05-23 4:00

Mirosław Skowron w rozmowie z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim

"Super Express": - Trwa dochodzenie prokuratury w sprawie nadużyć w centrum CeTA we Wrocławiu. Chodzi o kwotę co najmniej pół miliona zł. Podejrzanym jest były dyrektor Robert Gawłowski. Przyjaźni się pan z nim?

Bogdan Zdrojewski: - Nie.

- Przyjaźnią się wasze żony? Spędzały razem wakacje? Krążą takie plotki po Wrocławiu...

- To zdecydowanie nieprawda.

- W takim razie nie umiem wytłumaczyć, dlaczego był pan wobec pana Gawłowskiego na tyle łagodny, że pomimo wykrycia nieprawidłowości przez długi czas nie skierował pan jego sprawy do prokuratury.

- To nieprawda. Decyzję o zgłoszeniu sprawy do prokuratury podjąłem już 9 dni po zakończeniu pierwszej kontroli. Półtora miesiąca po zgłoszeniu nieprawidłowości przez pana Zbigniewa Rybczyńskiego. To było tempo nadzwyczajnie szybkie. Rzadko się zdarza, żeby taka decyzja była podjęta tak szybko i była tak jednoznaczna.

- Decyzja tak. Dlaczego jednak wniosek pojawił się w prokuraturze dopiero wtedy, gdy Zbigniew Rybczyński zaczął upubliczniać sprawę? Czyli po długim czasie?

- To nie tak. Czym innym jest decyzja, a czym innym wniosek. To musiało trwać, musiały być wyjaśnienia osoby podejrzanej o popełnienie określonych czynów zawartych w protokole pokontrolnym.

- Ze strony ministerstwa to się opóźniło, bo dyrektor Gawłowski jakimś cudem dowiedział się, że ma być zwolniony i nagle się rozchorował. To prawda, że poszedł na roczny urlop zdrowotny z pensją grubo ponad 20 tysięcy zł na koszt podatnika? Wciąż jako dyrektor?

- To nie jest możliwe.

- Jak to niemożliwe, skoro poszedł na ten urlop tuż przed zwolnieniem go z pracy i mógł być dyrektorem na chorobowym?

- Niemożliwe, żeby mógł się dowiedzieć o tym, że ma być zwolniony.

- To skąd wiedział? Taki zbieg okoliczności? Może ma pan przeciek w urzędzie?

- Nie wiem skąd. Sprawdzałem, czy ktoś z ministerstwa nie uprzedzał dyrektora i takie informacje są naprawdę dobrze chronione.

- To prawda, że jedna z firm, która zarabiała duże pieniądze w CeTA, była powiązana z dyrektorem Gawłowskim? Były lewe umowy na nieistniejące osoby? Kilkakrotne malowanie tej samej dekoracji za grube kwoty?

- Nie pamiętam wszystkich szczegółów, ale te poważne nieprawidłowości potwierdziła zlecona przeze mnie kontrola i dlatego sprawa jest w prokuraturze.

- Wygląda to tak, że wyrzucono podejrzanego o nadużycia dyrektora Gawłowskiego, bo nie można było go nie wyrzucić. Wyrzucono jednak także Zbigniewa Rybczyńskiego, który wykrył i wykazał skandaliczne nieprawidłowości!

- To absolutnie mylące wrażenie.

- Dlaczego mylące?

- To ustali szczegółowo prokuratura. Ta sprawa dla mnie jest dość prosta i nawet nie chcę jej komentować.

- Przyzna pan, że Zbigniew Rybczyński miał rację, alarmując o nadużyciach, skoro zwolnił pan człowieka, na którego wskazywał?

- Gdybym miał wątpliwości, to nie zarządziłbym kontroli już po pierwszym sygnale od pana Rybczyńskiego. W rekordowym tempie.

- Czyli Zbigniew Rybczyński miał rację?

- W tej kwestii tak.

- Skoro Rybczyński sam żądał kontroli i miał rację, a pan zwolnił także jego... Przecież nie żądałby kontroli samego siebie, wiedząc, że byłyby jakieś nieprawidłowości!

- To jest bardzo dziwna sprawa. Po tym zgłoszeniu nabrałem zaufania do pana Rybczyńskiego. Kolejna kontrola zachwiała jednak moim przekonaniem, że on radził sobie ze wszystkim tak, jak należało.

- W sprawozdaniu po kontroli ministerstwa jako osoby odpowiedzialne za sprawy finansowe wymienieni są szefowie centrum, m.in. pan Gawłowski. Zbigniew Rybczyński nie miał możliwości dokonywania takich nadużyć!

- Nie chcę interpretować ani komentować sprawy, która toczy się w prokuraturze... Niezależnie od dokumentów, które pan widział, są też inne dokumenty pokazujące dyspozycje osób zamawiających, ale także osób nadzorujących wydawanie tych środków. Bez względu na to, jak zasłużony jest pracownik i czy ma Oscara, nie można stosować odrębnych kryteriów. Do dziś nie ma jeszcze pełnych wyjaśnień osób pracujących w CeTA i sprawa może się przeciągnąć.

- A pan będzie już dawno w Brukseli, w ławach europarlamentu?

- Właśnie, ta sugestia, że uciekam do Brukseli, jest dla mnie zdecydowanie oburzająca. Nie zamierzam nigdzie uciekać, nie chcę zmieniać obywatelstwa, nie pojadę ani do USA, ani do Tokio i takie sugestie są absurdalne, niegodne reprezentanta świata kultury. Nadal pozostaję mieszkańcem Wrocławia.

Zobacz: Wiktor Świetlik: Czy Kwaśniewski wyjdzie za Pudziana?

Wiadomości Se.pl na Facebooku