Bogdan Zdrojewski

i

Autor: Piotr Kowalczyk Bogdan Zdrojewski

Bogdan Zdrojewski: Nie jestem przeciwnikiem pomnika Lecha Kaczyńskiego

2012-04-14 4:00

Moim zdaniem pewna forma upamiętnienia w osi Krakowskiego Przedmieścia jest dopuszczalna - mówi Bogdan Zdrojewski w rozmowie tygodnia "Super Expressu".

"Super Express": - Takiej awantury o katastrofę smoleńską w Sejmie nie było! W piątek nerwy puściły i premierowi Donaldowi Tuskowi, i Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Bogdan Zdrojewski: - Byłem na sali sejmowej i miałem odczucie, że emocje bardziej dominowały poza mównicą niż na niej. No cóż, tragedia smoleńska to dziś źródło poważnych podziałów i na ten moment nie widzę szans na ich wygaszenie. Spora nadzieja w opinii publicznej, która, mam wrażenie, zaczyna odczuwać zmęczenie formą i stylem powracania do samej, bez wątpienia niewyobrażalnej tragedii.

- Wierzy pan w to, że Kaczyński i Tusk podadzą sobie kiedyś ręce?

- Wierzę, że wszystko jest możliwe. W polityce istotne są nadzieje, praca nad ich spełnieniem. Uważam jednak, że dziś jest to niezwykle trudne.

- Oby wcześniej nie doszło do kolejnej katastrofy...

- Nawet proszę nie kończyć. Katastrof mamy za sobą już zbyt wiele.

- Ale jak widać, wojna nad smoleńską trumną trwa. Nie tylko o znalezienie winnych katastrofy, ale i godną pamięć o smoleńskim dramacie. Może zakończyłaby ją budowa pomnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ofiar tej tragedii na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Choć czy taki hołd jest możliwy wobec sprzeciwu władz stolicy i PO?

- Sam długo byłem samorządowcem, to zrozumiałe więc, że nie chciałbym ingerować w kompetencje władz Warszawy. To do nich należy decyzja w tej sprawie. Moim zdaniem pewna forma upamiętnienia w osi Krakowskiego Przedmieścia jest dopuszczalna. Nie jestem przeciwnikiem pomnika Lecha Kaczyńskiego w ogóle. Uważam natomiast, że jego budowa powinna być efektem dobrej, przemyślanej decyzji lokalizacyjnej.

- Urzędnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz upierają się, że warszawiacy nie chcą tego pomnika, bo tak im wyszło z sondażu. Ale przecież katastrofa smoleńska była tragedią ogólnopolską, a nie stołeczną...

- Nie odbierałbym warszawiakom prawa do wyrażania opinii w tej sprawie. Ale władze Warszawy nie są tą opinią związane. Dla mnie istotne jest to, że jeśli ten pomnik ma powstać, to musi być dobrze zlokalizowany, dobrze wbudowany w przestrzeń np. Krakowskiego Przedmieścia i oczywiście wysokiej klasy. Najlepiej takich wyborów dokonywać w otwartych konkursach.

- A może niezgoda na budowę pomnika jest kolejnym sposobem Platformy utrzymywania PiS w gotowości do awantury, prowokacją?

- Nie, nie, zdecydowanie nie. W Platformie nie ma jednego poglądu w sprawie pomnika. Nie było też na ten temat debaty. Jako minister kultury patrzę natomiast na Polskę i pojawiające się inicjatywy pomnikowe ze sporym niepokojem. W ostatnich kilkunastu latach mamy wręcz zjawisko pomnikomanii. Dodam, iż nie mam nic do samego procesu upamiętniania. Niestety stawiane pomniki budowane są byle jak, byle gdzie i w dodatku bez szacunku do historii i upamiętnianych postaci.

- Ale może przynajmniej porozumienie w tej sprawie byłoby pierwszym krokiem do zasypywania rowów, zabliźnienia rany smoleńskiej?

- Być może tak. Ale patrząc na poziom konfliktu, nie uważam, że to byłoby zakończenie sporu.

- Myśli pan, że nastąpiłaby eskalacja żądań?

- Nie sądzę, aby postawienie pomnika kończyło te napięcia, w których jest tak sporo emocji.

- To co może zakończyć narodowe rozdarcie po katastrofie?

- Jedynym skutecznym elementem jest czas, upływ czasu... Innych recept dziś nie widzę.

- Skoro mowa o czasie, to czy po dwóch latach od tamtego ranka jest pan zadowolony z dotychczasowych raportów wyjaśniających tragedię smoleńską?

- Te raporty znam z opisów medialnych. Nie znam ich źródeł. Uważam, że śledztwo nie powinno być zamknięte, dopóki większość elementów nie zostanie sprawdzona. Jestem zwolennikiem wyjaśniania do ostatniego drobiazgu i odniesienia się do każdej wątpliwości, nawet tej absurdalnej.

- Czyli zakończenie prac komisji Millera nie miało sensu? Komisja powinna pracować dalej? Rządowi powinno zależeć, by sprawę wyjaśnić do końca...

- To nie tak. Raport musiał powstać i odpowiadać na dokument rosyjski. Nikt natomiast nie uznał zamknięcia tej części spraw za finał wszelkich innych postępowań i dochodzeń. O tym mówił sam minister Jerzy Miller. Zamknięto postępowanie na tamten czas. W czasie kolejnych dni, miesięcy lub lat mogą pojawiać się szczegóły, nowe fakty, w rezultacie których powrót do raportu będzie uzasadniony. To, co wzbudza dziś mój sprzeciw, to szarpanie opinii publicznej różnymi niesprawdzonymi informacjami i wprowadzanie jej w ten sposób w błąd. Szacunek do rodzin jest bardzo ważny. Nie należy grać emocjami, wykorzystywać ich i budować na tym ani negatywnego, ani pozytywnego kapitału politycznego.

- Mówimy o politykach PiS, komisji Antoniego Macierewicza i ich stwierdzeniach, że był zamach na polskiego prezydenta?

- Mówimy o grupie polityków i części środowisk, które mają ogromną determinację do tego, by podtrzymywać wątpliwości, bardzo często absurdalne. I to mnie niepokoi.

- Może lepszy absurd niż kłamstewka... Pierwsze to te o konieczności konwencji chicagowskiej, co znaczyło pozostawienie śledztwa Rosjanom. Drugie wiąże się z oskarżeniem generała Błasika o naciski na pilotów, a trzecie z opowiadaniem marszałek Sejmu Ewy Kopacz o obecności polskich patologów podczas sekcji zwłok w Moskwie. Ludzie to widzą, są zdezorientowani i podatni na absurdy...

- Jest część opinii, które świadczą o wątpliwościach. Różne elementy mogą powodować, że część Polaków nie jest usatysfakcjonowana dotychczasowymi wyjaśnieniami... Ale ta katastrofa zaskoczyła wszystkich. Stopień zaskoczenia był gigantyczny. Nikt nie mógł się przygotować na taką sytuację i objąć ogromu jej skutków... I wszystkie rzeczy, które do tej pory się wydarzyły, obciążone są błędami. Uważam, że rząd zrobił jednak wszystko, by ich było mało, a nie dużo....

- I dlatego jeszcze dziś używacie tragedii smoleńskiej do dyskursu politycznego. Dezawuowania rywali z drugiej strony sceny...

- Nic podobnego. Czas refleksji w drugą rocznicę katastrofy w przypadku PO cechowało raczej milczenie.

- A komentarze choćby Andrzeja Halickiego, że PiS buduje kapitał polityczny na grobach, to milczenie?

- Nie. To ocena aktywności opozycji. W dniu przeżywania tragedii raczej zbędna. Zabrakło empatii.

- Ale mówimy o nieempatycznym języku polityki... Jak pan się czuł, kiedy pana szef z sejmowej mównicy porównał przewodniczącego Solidarności do pętaka?

- Donald Tusk szybko przeprosił. A przewodniczący Duda niezwykle ładnie się do tego odniósł. Temat szybko został zamknięty. Nie rozumiem zaś sytuacji, w których pojawia się zaciekłość i zawziętość i nie ma refleksji nawet po długim czasie. Wtedy mamy do czynienia z uprawianiem polityki za wszelką cenę.

- Wróćmy do premiera. Przekroczył granicę?

- Przewodniczący Duda miał jedno z najlepszych wystąpień, jakie słyszałem w wydaniu szefów związków zawodowych. To zostało odnotowane.

- Ale pytamy o premiera. I jego pętaka.

- Ocena i słowa premiera dotyczyły nie tego wystąpienia, lecz jakości pytań referendalnych, a te rzeczywiście były infantylne. Odebranie słów inaczej spowodowało właśnie przeprosiny.

- Są słowa bardziej dyplomatyczne niż pętak.

- To prawda. Zgoda. Uważam, że im mniej dezawuowania osób, tym lepiej. Premier przeprosił zresztą natychmiast.

- A Janusz Palikot nazwał ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina ciotą. Dlaczego nie było reakcji obronnej na taki język? Dlatego, że tego określenia użył polityk PO, z którym teraz odbywają się polityczne targi?

- Uważam, że przekraczanie dobrego zwyczaju w języku polityki jest zbyt częste. Natomiast zamiast permanentnego sporu o to, kto co powiedział, proponuję samorefleksję i budowanie oczekiwań dotyczących konkretnej postawy na swoim przykładzie. Każdy powinien starać się w sporach i polemikach politycznych reprezentować jak najlepsze wzorce. Trzeba pilnować własnych standardów.

- To jest realne? Jad wypuszczany jest z każdej politycznej strony. Miller mówi o naćpanej hołocie, Niesiołowski nazywa Kaczyńskiego nieukiem. W tyle nie pozostaje też Brudziński. Wymieniać można w nieskończoność.

- Proszę znaleźć moją niestosowną wypowiedź, to się do niej odniosę.

- To o jeszcze jedną trudną rzecz zapytamy. Mówi się, że Muzeum Historii Polski nigdy nie powstanie, by nie stawiać pomnika Lechowi Kaczyńskiemu. Bo była to kolejna po Muzeum Powstania Warszawskiego jego idée fixe?

- Powstanie. Jestem o tym przekonany. Ale faktem jest, iż w wyniku złej lokalizacji i braku prawomocnej decyzji o usytuowaniu tej ważnej instytucji straciliśmy szansę na finansowanie muzeum z obecnie dostępnej perspektywy finansowej. Czasu jednak nie zmarnowaliśmy. Jest nie tylko wskazanie lokalizacyjne - decyzja o umiejscowieniu instytucji nad Trasą Łazienkowską. Mamy bardzo dobry efekt konkursu architektonicznego, a także wyłonionych w konkursie realizatorów samej wystawy stałej. Jeśli potwierdzi się pod koniec tego roku fakt przyznania kulturze środków w następnej perspektywie 2014-2020, to już w tym momencie, nie czekając na dystrybucję tych środków, jestem gotowy do podpisania umowy na przygotowanie dokumentacji wykonawczej. Dziś taka umowa pociągałaby za sobą zobowiązania rzędu 30 mln złotych bez minimalnych gwarancji na posiadanie środków na samo wykonawstwo.

Bogdan Zdrojewski

Minister kultury

Nasi Partnerzy polecają