"Super Express": - Od kilku dni życie polityczne toczy się wokół afery taśmowej. Wszyscy odsądzają PSL od czci i wiary. Ludowcy dostali to, na co sobie zasłużyli?
Bogdan Pęk: - Przyznam, że ogromnie mi żal PSL, bo to partia, której poświęciłem kilkanaście najlepszych lat mojego życia. Pamiętam ją zresztą jako zupełnie inne ugrupowanie.
- Trudno uwierzyć, że PSL mogło nie być formacją żądną stołków, wysokich apanaży i ciepłych posad dla rodziny.
- A jednak, nie w większym stopniu niż inne formacje. Niemniej od ok. 10 lat ewolucja PSL przebiega wyłącznie w jednym kierunku, który określiłbym krótko: szczyt oportunizmu i pełny koniunkturalizm.
- Kiedy PSL pożeglowało w te odmęty?
- Do pewnego momentu ludowcy starali się działać jak partia ludowa, która przede wszystkim dba o interesy narodowe i rolnicze. Punktem zwrotnym była prezesura Kalinowskiego.
- Jakie grzechy ma na sumieniu?
- To on, będąc jednocześnie ministrem rolnictwa, zgodził się w negocjacjach z UE jedynie na 25 proc. dopłaty do rolnictwa. Potem było już tylko gorzej. Apogeum osiągnięto w momencie wejścia w koalicję z PO. To wtedy PSL stało się, ujmując rzecz dyplomatycznie, pragmatyczną partią władzy.
- Zły dotyk PO?
- Odejście od programu i ideałów za stołki. I to bez umowy koalicyjnej!
- Wcześniej PSL nie było łase na stanowiska?
- Oczywiście, ludzie z PSL zawsze mieli ogromny ciąg do stanowisk. Wynikał on jednak głównie z polskiego systemu politycznego, w którym, aby oddziaływać na rzeczywistość, trzeba rozszerzać swoje wpływy w gospodarce i instytucjach państwowych.
- I nabrało to karykaturalnego wymiaru, który widzimy dziś.
- Skok na stanowiska stał się racją stanu PSL. I nie dotyczy to jedynie tych, którzy pojawiają się w najnowszej aferze, ale polityków wszystkich szczebli - od góry do dołu.
- Ryba psuje się od głowy?
- Oddolne oczekiwanie posad jest w każdej partii. Problemem PSL jest jednak kierownictwo, które swoim oportunizmem infekuje partię. Za całość odpowiada prezes Pawlak. I to on powinien się podać do dymisji.
- Partyjne doły są bez winy?
- Jest tam mnóstwo porządnych ludzi, którzy etos działacza chłopskiego zachowali. Odwołują się do tradycji witosowskiej czy mikołajczykowskiej, bo są związani z PSL od pokoleń. Niestety, do tej zdrowej, patriotycznej części stronnictwa nie dotarło jeszcze, czym dzisiaj jest ich formacja.
- A czego powinni się dowiedzieć?
- Tego, że kieruje nim kompradorska elita. Pawlak za długo trzyma władzę i ta władza zepsuła jego samego i jego najbliższe otoczenie. Miał być pragmatykiem, a okazał się cynikiem, który dla kilku stołków w rządzie zawarł pakt z "diabłem". Droga, którą obrał, prowadzi jego i partię ku przepaści. Gdyby Witos wstał z grobu, potraktował by go tęgą lagą.
- Koalicja z Platformą raczej nobilitowała PSL.
- To, jak Tusk obchodzi się z ludowcami, nie jest nobilitacją, ale upokarzaniem. Reakcja premiera na aferę pokazała, że jest dobry Tusk i zły Pawlak. Zresztą widząc miny Pawlaka, Kalinowskiego czy Sawickiego, gdy szef rządu ogłaszał, że to on pokieruje resortem rolnictwa, pomyślałem - litości, gdzie wasza godność?
- Utracili tę godność już na dobre?
- Jeśli Stronnictwo ma przetrwać jako podmiot parlamentarny, to na jesiennym kongresie musi dokonać się radykalna zmiana kierownictwa i w konsekwencji odnowa moralna. Bez tego wejście do następnego Sejmu będzie niewykonalne.
- Afera taśmowa nie będzie takim ciosem?
- PSL może utracić swój elektorat miejski, który choć był niezwykle skromny, dawał 1-1,5 proc., które pozwalały ludowcom znaleźć się w parlamencie. Jeśli nie pokażą nowego oblicza, stracą tych wyborców na zawsze.
- Kto będzie tym nowym obliczem?
- Obecnie jedynym zagrożeniem dla Pawlaka może być Piechociński. Do wybuchu afery taśmowej raczej bym na niego nie stawiał, ale teraz przed nim ogromna szansa.
- Tylko czy średni szczebel działaczy, który dzięki obecnym władzom uwił sobie przytulne gniazdka na państwowych posadach, pozwoli na zmianę. Sanacja Piechocińskiego zmiotłaby tych ludzi.
- Zachowajmy zdrowy rozsądek. Bać mogą się tylko ci, którzy trafili na stanowiska ze względu na koligacje rodzinne z czołowymi politykami PSL. I słusznie, bo to oni doprowadzili do afery.
- Pawlak do spółki z Tuskiem zamiotą aferę pod dywan. Już raz, przy zarzutach o nepotyzm w Ochotniczej Straży Pożarnej szefowi ludowców się udało...
- Przede wszystkim nie wierzę, że o nieprawidłowościach w spółkach zarządzanych przez PSL nie wiedział premier. Regularnie dostaje sprawozdania służb, w których takie informacje musiały się pojawić. Więc jeśli nadal będzie twierdził, że nic nie wiedział, to albo służby nic nie wykryły, a to świadczyłoby o nich fatalnie, albo Donald Tusk kłamie, aby uniknąć oskarżeń o niereagowanie na działalność swojego koalicjanta.
- Premier nie musi czytać wszystkiego...
- Wiadomo, nie lubi się przemęczać. Ale na pewno czytają jego najbliżsi współpracownicy - Tomasz Arabski i Paweł Graś. Ci musieli dokładnie wiedzieć o ustaleniach służb. Być może Tusk czekał na odpowiedni moment, aby wytoczyć ciężkie działa przeciwko koalicjantowi, aby wymusić na nim uległość w sprawach, które PSL trudno będzie wytłumaczyć wyborcom - likwidacja KRUS, przesunięcie funduszy kosztem wsi i małych miasteczek, zgoda na prywatyzację majątku narodowego
- Czyli wybuch afery w tym momencie to nie przypadek?
- Początkowo myślałem, że to wewnętrzna rozgrywka w partii. Jednak coraz bardziej przekonuję się, że to rozgrywka przeciwko PSL sterowana przez PO.
- Jaka jest w tym wszystkim rola Serafina?
- Cokolwiek zagadkowa i naprawdę trudno powiedzieć, w czyjej gra drużynie. Wiem natomiast jedno - do gabinetu Serafina nie radziłbym chodzić.
- Nadzór Tuska nad resortem rolnictwa to też element większej gry?
- To pokazanie Pawlakowi jego miejsca w szeregu i wysłanie informacji, że okruchów z pańskiego stołu będzie mniej. Niewykluczone też, że wewnętrzna presja PO na opanowanie kluczowych pozycji podległych ministrowi rolnictwa była tak duża, że wymusiła na premierze tego typu działanie.
- To może być początek końca monopolu PSL w rolnictwie?
- Nie sądzę. PSL ma jednak wielu fachowców w różnych agencjach związanych z rolnictwem i trudno będzie ich z dnia na dzień zastąpić kimś z nadania PO. Natomiast zasadne jest pytanie, czy sama teka ministra rolnictwa pozostanie w rękach ludowców?
- Trudno sobie wyobrazić, żeby było inaczej.
- Kto wie, może zagranie Tuska jest sygnałem, że będą musieli się z tą funkcją pożegnać. To byłoby ostateczne poniżenie PSL.
- Jeśli jednak teka zostanie w PSL, kto będzie nowym ministrem?
- Pawlak widziałby w tej roli Eugeniusza Grzeszczaka. Choć nie jest tak sprawny intelektualnie jak Sawicki, to zaufany szefa ludowców.
- Wcześniej Tusk dokona czystki w Elewarze?
- Myślę, że tak. Jeśli tego nie zrobi, ostatecznie się skompromituje.
- Premier na wszelkie kompromitacje wydaje się uodporniony.
- Ciekawe, czy to uodpornienie by mu pomogło, gdyby ludowcy zdecydowaliby się podzielić swoją wiedzą na temat podejrzanych praktyk i polityki "prorodzinnej" w Platformie. Politycy PSL na pewno o tym sporo wiedzą. Myślę, że po przeglądzie obszarów poza rolnictwem okazałoby się, że mecz pt. "Republika kolesi" wygrałaby PO stosunkiem 4:1. To fatalny układ wyprzedający majątek, idee i zasady.
Bogdan Pęk
Były członek władz PSL, senator PiS