Tadeusz Płużański przypomina, że bp Kaczmarek „Po ponad dwu i pół roku śledztwa, we wrześniu 1953 r. biskup stanął przed komunistycznym trybunałem śmierci”. „Ten pokazowy proces został jednak przerwany, bo duchowny przestał czytać przygotowany mu przez bezpiekę maszynopis” – pisze Tadeusz Płużański. Wspomina też Tadeusza Mazowieckiego, który w czasach stalinowskich flirtował z komunistami. „Propagandy komunistycznych władz i stosowania konwejera wobec bp Kaczmarka bronił… Tadeusz Mazowiecki” – pisze Płużański.
Kara za Kielce
Bp Czesław Kaczmarek był poddawany konwejerowi – trwającym non stop, w dzień i w nocy przesłuchaniom przez zmieniających się „oficerów” śledczych. Ubecy podawali ordynariuszowi kieleckiemu środki odurzające. „Przekonywali go”, że jest zdrajcą i jako takiego wszyscy się go wyrzekli.
Po ponad dwu i pół roku takiego śledztwa, we wrześniu 1953 r. biskup stanął przed komunistycznym trybunałem śmierci: Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Sądził jeden z najbardziej krwawych stalinowców – Mieczysław Widaj (wcześniej należał do AK). Akt oskarżenia dotyczył „działalności w antypaństwowym ośrodku” w interesie „imperializmu amerykańskiego i Watykanu” w celu „obalenia władzy robotniczo-chłopskiej” drogą „działalności dywersyjnej i szpiegowskiej”.
Ten pokazowy proces został jednak przerwany, bo duchowny przestał czytać przygotowany mu przez bezpiekę maszynopis. Wtedy z salki obok wyszedł dyrektor departamentu śledczego MBP Józef Goldberg-Różański i powiedział: „Ja już skułem mordy obrońcom [m.in. adwokatowi Mieczysławowi Mojżeszowi Maślance, który pełnił de facto rolę jednego z oskarżycieli] i przestrzegam księdza biskupa, aby nie poważył się więcej na podobne postępowanie”. Wyrok brzmiał – 12 lat. Z więzienia bp. Kaczmarek wyszedł w maju 1956 r. jako wrak człowieka.
Aresztowanie, tortury i haniebny proces ordynariusza kieleckiego były karą za Kielce – prowokację, którą w lipcu 1946 r. przeprowadziły tam komunistyczne służby. Na zlecenie bp Czesława Kaczmarka powstał bowiem raport, przekazany następnie ambasadorowi USA w Warszawie Arthurowi Bliss Lane'owi. Czytamy w nim m.in.: „Cała polska prasa rządowa poświęciła temu faktowi mniejsze lub większe ustępy, zgodnym chórem stwierdzono, że chodziło tu o przygotowany przez organizacje podziemne, których nici sięgają aż generała Andersa, pogrom Żydów, że był to ruch o charakterze faszystowskim”. Kilka zdań dalej mamy diagnozę kieleckiej prowokacji: „Powody tej niechęci ogólnej [do Żydów] są powszechnie znane, w każdym razie nie wynikają one ze względów rasowych. Żydzi w Polsce są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce, który mu jest narzucany przemocą, wbrew jego woli”.
Propagandy komunistycznych władz i stosowania konwejera wobec bp Kaczmarka bronił… Tadeusz Mazowiecki. Ów katolicki publicysta chwilę wcześniej atakował Żołnierzy Niezłomnych. Może ułatwi to zrozumienie, dlaczego ten „pierwszy niekomunistyczny” premier po 1989 r. prowadził politykę grubej kreski, której filarami byli ministrowie: Czesław Kiszczak i Florian Siwicki, dbający o palenie akt bezpieki i uwłaszczenie nomenklatury.