Napar z piołunu
Choć niejedno widziałem, to jednak na to, jak przy okazji wizyty prezydenta Joego Bidena zachowują się politycy PiS i ich media, patrzę ze zdumieniem. Pękają z dumy, że mogą gościć szefa supermocarstwa, choć przecież nie szczędzili mu krytyki i życzyli jak najgorzej.
Prezydent Duda bodaj jako ostatni pogratulował Joemu Bidenowi „udanej kampanii”, a nie tego, że objął najważniejsze stanowisko w państwie i świecie. PiS lubił go zwłaszcza od momentu, gdy podczas swej kampanii wyborczej powiedział: „Popatrzcie, co się dzieje na Białorusi, w Polsce i na Węgrzech oraz na wzrost totalitarnych reżimów na świecie”.
Joe Biden na pewno nie zapomniał tych słów, nigdy zresztą się z nich nie wycofał. Jest jednak politycznym realistą. Doskonale wie, że ma do czynienia ze zdeklarowanymi wrogami liberalnej demokracji, Unii Europejskiej i wszelkich pogłębionych form współpracy w ramach Unii. Rząd co chwilę wywołuje jakiś konflikt z Unią – na ogół w obszarze, na który Ameryka jest bardzo czuła: demokratycznego państwa prawa, praw człowieka, wolności słowa. Ten ostatni problem dotyka Amerykę bezpośrednio poprzez kłopoty, z jakimi musi się zmagać TVN.
Biden jednak nie traci z pola widzenia głównego celu polityki amerykańskiej: osłabić Rosję, tak, aby nigdy albo na bardzo długo nie była groźna. Jakkolwiek na to patrzeć, to ważne także dla nas. Heroicznie walcząca Ukraina zasługuje więc na wszelkie wsparcie nie tylko ze względów moralnych, nie tylko dlatego, że została brutalnie napadnięta przez Putina, lecz także ze względów politycznych i strategicznych.
Wystarczy rzut oka na mapę, żeby wiedzieć, że bez Polski pomoc dla Ukrainy nie byłaby tak efektywna. Zawdzięczamy to swemu położeniu i nieprzesadnemu zainteresowaniu tego typu usługami Słowacji oraz Orbana, który w tym konflikcie jest praktycznie stronnikiem Rosji. Biden bez wątpienia wie, z kim w Warszawie ma do czynienia. Warto więc zauważyć, że do wysłuchania swojego najważniejszego w Polsce przemówienia zaprosił – poprzez ambasadę USA - wszystkich, całe społeczeństwo.
To wymowne kryterium, tym bardziej że żeby tam się znaleźć, trzeba było internetowo zgłosić się na stronie ambasady, a nie w żadnej z polskich instytucji. Zaprosił „społeczeństwo”, które w 80 proc. jest zwolennikiem pozostania Polski w Unii Europejskiej, a więc podziela wartości, które ona reprezentuje, a które PiS kontestuje. No i to niespodziewane spotkanie z przedstawicielami opozycji, jak powiedział szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz – nie tylko z politykami, lecz także z osobami postrzeganymi w Polsce jako ważne w naszym życiu społecznym i politycznym... To bez wątpienia wielka szklanka naparu z piołunu, który Biden podał liderom PiS.