Wszystkich was oraz tysiące funkcjonariuszy i pracowników cywilnych tzw. służb mundurowych dosięgnie pisowska sprawiedliwość. Wystarczy, że ktoś przepracował w służbach mundurowych choć jeden dzień przed 31 lipca 1990 roku, aby utracił dotychczasowe prawa emerytalne. Nie liczą się późniejsze dokonania i zasługi. Mógł przez ponad ćwierć wieku lojalnie i z poświęceniem pracować dla demokratycznego państwa, ale skoro zaczynał pracę "w komunie", to te ćwierć wieku się nie liczy.
W ten sposób umowa zawarta przez nową Polskę z pozytywnie zweryfikowanymi na lojalną i wierną służbę demokratycznemu państwu bez względu na przeszłość funkcjonariusza zostaje przez obecny rząd i większość sejmową jednostronnie zerwana.
Pierwsza próba zastosowania odpowiedzialności zbiorowej w kontekście uprawnień emerytalnych miała miejsce w 1992 roku. Lech Wałęsa odmówił wówczas podpisania ustawy, wskazując na fundamentalne wady, które nie mogą być tolerowane w demokratycznym państwie prawnym. Prezydent podkreślił, że "odpowiedzialność zbiorowa nie występuje we współczesnym ustawodawstwie państw cywilizowanych". Nie może mieć zatem zastosowania, albowiem narusza fundamentalną zasadę indywidualizacji odpowiedzialności. Dopuszczając możliwość obniżenia lub odebrania emerytury, wskazał, że może to mieć miejsce wyłącznie w indywidualnych przypadkach po udowodnieniu winy w postępowaniu sądowym, a nie być ustalone w drodze domniemania odnoszącego się do określonych grup osób. Wytknął też sprzeczności przygotowanych regulacji z Konwencją o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności ratyfikowaną przez Polskę.
Wykładnia prezydenta Wałęsy pozostaje ważną lekcją rozumienia i stosowania prawa, ale nie mam nadziei, że zostanie zastosowana. Wszak premier Szydło i minister Błaszczak nie powołują się na prawo, tylko na sprawiedliwość społeczną. Przy czym nie jest to żadna sprawiedliwość, tylko zwykła zemsta i prymitywny populizm. Postępowanie tym bardziej bezrozumne, że wielu funkcjonariuszy poddanych represyjnej ustawie otrzymało nominacje na wyższe stopnie i odznaczenia nadane zarówno przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i premiera Jarosława Kaczyńskiego. Czyżby obecny rząd i większość parlamentarna chciały wymazać tamten czas z naszej pamięci?
Zobacz: Janusz Korwin-Mikke: Dobrotliwy Vice-Premier