Według projektu kierunki studiów mają zostać podzielone na trzy grupy: regulowane, uniwersyteckie oraz nieregulowane. Tylko dwie pierwsze grupy miałyby szanse na finansowanie przez rząd, choć zaznaczono, że liczba bezpłatnych kierunków byłaby limitowana. To oznacza, że powstałaby grupa fakultetów, które uczelnie oferowałyby jedynie odpłatnie.
Za najważniejsze według MN uchodziłyby kierunki regulowane czyli: medycyna, prawo, architektura i kierunki kształcące nauczycieli. Te fakultety mogłyby być prowadzone jedynie na wybranych uczelniach, ograniczona byłaby również liczba osób mogących się na nich uczyć. Tymczasem kierunki nieregulowane nie mogłyby liczyć na finansowania z budżetu.
Jak argumentuje (w odpowiedzi, że projekt uderza w konstytucyjną zasadę bezpłatnego dostępu do nauki) Piotr Pokorny z Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego: - Dzięki temu, że rząd nie będzie płacił uczelniom publicznym za każdy kierunek, przestaną one oferować maturzystom te mniej istotne, bo po prostu ich prowadzenie przestanie się szkołom opłacać.
Zobacz także: Sondaż. Kto zostanie prezydentem Warszawy? MINIMALNE różnice!