"Super Express": - Czego spodziewa się pani po działaniach komisji, która będzie badać przebieg katastrofy smoleńskiej?
Beata Gosiewska: - Myślę, że pojawiła się nadzieja na rzetelne zbadanie sprawy i dojście do prawdy.
- Tylko, że wrak, będący dowodem w sprawie, jest w Rosji. Pytanie, w jaki sposób, jeśli Rosjanie wraku nie zwrócą, komisja sprawę ma ostatecznie zbadać?
- Myślę, że należy też podjąć działania na arenie międzynarodowej. Sygnalizować, że Rosja po sześciu latach nie zwróciła wraku i oryginalnych czarnych skrzynek i żądać ich zwrotu. Myślę, że działania strony rosyjskiej są celowe. Proszę zwrócić uwagę na wypowiedzi rosyjskich urzędników, którzy mówią: zwrócimy wrak, ale najpierw uzgodnijmy wspólną wersję tego, co się wydarzyło. A przecież przyczyn katastrof lotniczych się nie uzgadnia, ale je bada. Te wypowiedzi, jak też fakt, że Rosjanie nie zgadzają się na ponowne przesłuchanie rosyjskich kontrolerów, świadczą, że strona rosyjska ewidentnie ma coś do ukrycia. Pytanie, na ile komisji uda się tu coś ustalić. Być może na podstawie zdjęć satelitarnych. Niestety, po katastrofie Donald Tusk nie poprosił o pomoc sojuszników z NATO. Z kolei propaganda mediów sprawiła, że wielu ludzi uwierzyło, że samolot lecący z nie tak wielką prędkością, na wysokości zaledwie kilkunastu metrów zahaczył o drzewo i rozpadł się na kawałki.
Zobacz także: Jarosław Kaczyński zapowiada: powstanie pomnik smoleński
- Wielu obserwatorów sugeruje, że dr Wacław Berczyński jest zwolennikiem tezy o wybuchu, a prace komisji będą dokonane "pod tezę"?
- To są puste słowa i nie odpowiadają prawdzie. Komisja tak naprawdę zacznie pracę od zera, czyli od ustalenia dokładnie, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku. Wszystkie wersje są możliwe.