"Super Express": - W wystosowanym wczoraj do ministra sprawiedliwości apelu zarządu Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" czytamy m.in.: "zwracamy się o podjęcie systemowych działań w kierunku uwolnienia sądów od wpływu polityków". Co to znaczy po rozłożeniu tego postulatu na czynniki pierwsze?
Bartłomiej Przymusiński: - Z punktu widzenia gwarancji obywatelskich niewłaściwa jest sytuacja, w której to minister sprawiedliwości powołuje prezesów sądów i to właśnie szef tego resortu sprawuje nadzór nad sądami. Dlaczego to krytykujemy? Bo zawsze rodzi to pokusę wśród polityków, aby narzędzia nadzoru zwiększać. Przykładem na to są wprowadzone w zeszłym roku oceny okresowe sędziów.
- Zatem jak temu zaradzić?
- Nadzór administracyjny nad sądami trzeba przekazać pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego. Bo to nie polityk, lecz zawsze specjalista o niekwestionowanym autorytecie.
- I w takiej sytuacji prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku nie pogubiłby się jak małe dziecko, gdyby zadzwonił do niego "asystent szefa Kancelarii Premiera"?
- Jak już mówiłem, w tej chwili w odniesieniu do spraw administracyjnych przełożonym prezesa jest minister sprawiedliwości, nad którym z kolei, szczebel wyżej, jest premier. Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" od dawna zwraca uwagę na ten problem, ale to jest walka Dawida z Goliatem. Siła sądów jest mała, a polityków - wielka. To od nich zależy, jakie prawo będą tworzyć. I starają się powiększać swoje imperium, my zaś staramy się bronić swojej niezależności jako gwarancji tego, żeby sprawy w sądach były sprawiedliwie rozstrzygane. We wczorajszym wydaniu "Super Expressu" ukazały się wywiady z czterema osobami pełniącymi urząd ministra sprawiedliwości - obecnym i jego poprzednikami. To one odpowiadają za to, że system jest tak ułożony. Można powiedzieć: jaki pan, taki kram. Przy czym społeczeństwo się łudzi, że wpływ polityków może coś uzdrowić, a prawda jest taka, że jest odwrotnie - to rodzi zagrożenie.
- Czy to ma wpływ również na orzekanie polskich sędziów?
- W orzekaniu sędzia ma swobodę. Ale znów się powołam na wprowadzoną tak niedawno temu ocenę okresową sędziów. Sporządza ją wizytator, którego powołuje prezes sądu, a ten, jak już wiemy, jest powoływany przez ministra sprawiedliwości. Minister może prezesa odwołać. Słyszałem o sytuacji, gdy poseł próbował rozmawiać z sędzią o sprawie, którą ów sędzia prowadził. Sędzia nie chciał o niej rozmawiać, co posła wyprowadziło z równowagi. Inny przypadek: poseł w czasie posiedzenia komisji sejmowej, gdy zwracaliśmy się o to, aby nadzór nad sądami przekazać prezesowi Sądu Najwyż-szego, powiedział, że to jest niemożliwe: "bo przecież my musimy mieć nad wami jakąś kontrolę".
- Sytuacja sędziów Trybunału Konstytucyjnego jest lepsza?
- Znacznie lepsza. Żeby wybrać prezesa, sędziowie wyłaniają dwóch kandydatów i prezydent musi wybrać jednego z nich. W sądach powszechnych nie mamy nic do gadania. To minister wskazuje kandydata. Może go sobie przywieźć w teczce z drugiego końca kraju.
- Co jest istotą naruszenia etyki sędziowskiej przez prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku?
- O ile było tak, jak podają media - co jeszcze sprawdzi postępowanie - sugerowanie przez prezesa sądu, że minister może mieć wpływ na jego decyzje nadzorcze uchybia godności urzędu sędziego. Na naciski z zewnątrz nie ma zgody. Sędzia powinien być w tym temacie twardy jak skała.
Bartłomiej Przymusiński
Rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia"