"Super Express": - "Tuskobus" to dobry chwyt na czas kampanii?
Dr Bartłomiej Biskup: - Tak, choć nie jest to pomysł nowatorski. Żeby nie sięgać daleko, przypomnijmy sobie "kwakobus" Aleksandra Kwaśniewskiego czy inne autobusy np. z ostatnich wyborów prezydenckich. Ma to służyć przybliżeniu polityków - zwłaszcza tych, którzy zwykle nie mają na to czasu - do zwykłych ludzi.
- Jak pan ocenia start podróży?
- Pojawiły się już pewne zgrzyty. Zarzuca się premierowi, że pokazuje się tylko w tych miejscowościach, w których może się pochwalić inwestycjami. Z kolei minister Sikorski, który jedzie drugim autobusem, pisze na Twitterze, jaka piękna ta Polska zza okna. Jakby na siłę chciał pokazać, że oni naprawdę są w tym autobusie, że to nie jest żadna ściema.
- PR na miarę możliwości szefa MSZ?
- To już nie żaden PR, ale propaganda w czystej postaci - "na lewo most, na prawo most, a dołem Wisła płynie". To zresztą nie pierwszy raz, gdy Radosław Sikorski nieumiejętnie korzysta z Twittera.
- Premierowi uda się "na trasie" przekonać nieprzekonanych?
- To nie tak, że Platformie zaraz wzrośnie poparcie. Bo na nie trzeba sobie zapracować. I jej się to w ostatnich latach udało, bo pomimo że rządzi, wciąż ma najlepsze notowania. Jeśli premier nie będzie w swym przekazie do ludzi tak jednostronny, jak Sikorski, to może zyskać. On ma już gotowe odpowiedzi na pytania ludzi, więc nie powinien unikać bezpośrednich spotkań z nimi.
- Jak propagandziści premiera powinni ten pomysł "sprzedawać" w mediach?
- Tak, żeby nie pokazywać autokaru tylko wtedy, gdy stoi na rynku, ale też w trakcie jazdy po drogach, po których my wszyscy jeździmy, jak siedzi w środku i rozmawia, nalewa sobie kawę, wychodzi z autobusu do zwykłych ludzi itd. Powinno to wyglądać tak, że Polska jest w budowie, a premier w robocie i działa na kilka frontów. Zresztą "Tuskobus" faktycznie jest przedstawiany jako takie świetnie wyposażone centrum łączności. Przyjęto założenie, że premier będzie wszystkim zarządzał z autobusu.
- Sprawami Polski i prezydencją w Unii Europejskiej jednocześnie?
- No właśnie, to dość ryzykowne rozwiązanie. Nie da się wszystkiego załatwić przez komórkę i laptopa.
- To może premier szybko zarzuci ten pomysł i wróci do twardej rzeczywistości rządzenia?
- Najważniejsze dla jego sztabu jest to, by "Tuskobus" po prostu był. Jak premier będzie zajęty, to się pokaże ministrów, a jak ci będą zajęci, to zobaczymy sam autobus.
- Wszystko to podobno pomysł Jana Krzysztofa Bieleckiego, który straszył premiera Tuska, że jak nie się ruszy w kraj, to Platforma może przegrać wybory.
- Bielecki przesadza. Sondaże zgodnie wskazują, że wygra Platforma, a nie Prawo i Sprawiedliwość. Osobiście w dziesięciopunktowej skali, obstawiał 8 do 2. Zresztą żaden autobus nie zagwarantuje nikomu zwycięstwa. Może więc Bielecki mówi tak, żeby mobilizować swych zwolenników do głosowania. Albo przypomniał sobie sukces "kwakobusu" z 1995 roku.
Dr Bartłomiej Biskup
Politolog