- Rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną w bezprecedensowej skali
- Wojska polskie i sojusznicze skutecznie odpowiedziały, eliminując realne zagrożenia
- Kreml testuje nie tylko obronę militarną, ale też odporność społeczeną Polaków
- Polityczny defetyzm w Polsce idealnie wpisuje się w cele propagandy Putina
Rosyjski atak dronowy: test dla armii i psychologiczna gra przeciw Polakom
Bezprecedensowy – to słowo doskonale oddaje to, z czym mieliśmy do czynienia w nocy: rosyjską ofensywą dronową i naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej na niewidzianą dotąd skalę. Do tej pory nie widzieliśmy też takiej reakcji polskich i sojuszniczych wojsk, które zniszczyły drony uznane za najbardziej niebezpieczne. Ale cel tego ataku jest także inny – czysto psychologiczny i polityczny: spowodować panikę i przekonać Polaków, że nasze państwo nie działa.
Eksperci wojskowi są zgodni – kilkanaście rosyjskich dronów, które przyleciały do Polski, to testowanie polskiej i natowskiej obrony przeciwlotniczej. Sprawdzenie reakcji wojsk Sojuszu i zbadanie, jak działają ich procedury. To jednak tylko część celów, które stawiają sobie Rosjanie. Być może najważniejszym jest sprawdzenie reakcji polskiego społeczeństwa. W wielu wymiarach.
Jeden to zasianie strachu wśród Polaków, że Rosja na nas czyha, robi co chce i nikt nie jest bezpieczny. Największym prezentem, który możemy zrobić zbirom Putina to wpaść w panikę, że świat się kończy. Dronowa eskapada Rosji ma w sobie coś z praktyk terrorystycznych – nie chodzi o szybkie osiągnięcie zakładanego celu politycznego, ale zasianie strach i niepewności.
Sukces na tym polu to już potężna broń polityczna, bo sieje społeczny defetyzm i niewiarę w państwo – jego władze, instytucje i armię, które współdziałają, by zapewnić nam bezpieczeństwo.
Jeśli uda się wmówić Polakom, że państwo wobec rosyjskich prowokacji nie działa, będzie to wielki sukces propagandy Putina. Zmiękczy nas, przekona, że w starciu z Rosją nie mamy szans, najlepiej od razu złożyć broń i próbować udobruchać Putina, żeby przypadkiem nas nie zaatakował.
Propaganda Putina i pożyteczni idioci w Polsce
Niestety, chętnych, by grać tę melodię, Putin nie musi specjalnie w Polsce szukać. Nie brakuje bowiem polityków i komentatorów, którzy przekonują, że jesteśmy wobec Rosji bezbronni. I wobec nocnego ataku kompletnie sobie nie poradziliśmy.
W tym duchu wypowiadał się choćby Sławomir Mentzen, który uznał, że Rosja złapała nas z ręką w nocniku. Próbował na krytyce władz i wojska ugrać kilka procentowych punktów, ale jego partykularny interes polityczny złowieszczo rymuje się z celami propagandy Putina. Nasza klasa polityczna nie może sobie pozwolić, by siać poczucie beznadziei i bezbronności. Osłabia to bowiem odporność i państwa, i społeczeństwa na hybrydowe działania Rosji.
Polskie państwo zadziałało. Defetyzm to pomaga Putinowi
Tym bardziej, że nie ma powodu, by uznać, że wobec zmasowanego nalotu dronowego Rosji byliśmy bezradni i jedyne, co mogliśmy robić, to siedzieć z założonymi rękami. Polska armia i wspierające nas wojska sojusznicze zareagowały natychmiast. Cały system reagowania na kryzysową sytuację, jak wszystko na to wskazuje, zadziałał sprawnie.
Jasne, nie wszystko zestrzeliliśmy. Raz, że nie każdy dron jest na tyle niebezpieczny, by od razu go eliminować, dwa, że nawet najszczelniejsza obrona przeciwlotnicza nie jest w stanie przechwycić każdego drona. To, co się liczy, to to, że procedury zadziałały. Rosjanie nas nie zaskoczyli. Zawczasu wiedzieliśmy, co się dzieje, mogliśmy zareagować i zareagowaliśmy. Owszem, nie od dzisiaj wiemy, że wiele jeszcze mamy do poprawy, jeśli chodzi o obronę przeciwlotniczą i przeciwdronową. Ale sugerowanie lub mówienie wprost, że jesteśmy w tym obszarze jako państwo impotentami, to samobój, który sobie strzelamy.
Ostrzegałbym więc, by tym defetystycznym nastrojom nie ulegać. Nie ma ku temu powodu. Tak jak nie ma powodu, by dawać Rosji łatwe punkty w wojnie hybrydowej przeciwko Polsce i Zachodowi. Zakładam, że nikt nie chce robić za pożytecznego idiotę Putina. No chyba, że chce. Ale wtedy powinien być przedmiotem zainteresowania nie publicystów, tylko służb kontrwywiadowczych.