Artur Fałek: Nie ma powodów do obaw

2011-12-05 3:00

"Super Express": - Nowe "rozporządzenie receptowe" spotkało się z ostrą krytyką środowiska lekarzy, którzy obawiają się, że gubiąc się w gąszczu przepisów, będą obciążani karami finansowymi.Artur Fałek: - Wydaje mi się, że raczej nie powinno być takich problemów. Przecież rozporządzenia w zasadniczej części pozostają niezmienione. Istotna zmiana dotyczy konieczności określenia rodzaju odpłatności odrębnie dla każdego leku. Dawniej na receptach był określony rodzaj odpłatności - wówczas: bezpłatne, ryczałt, 30, 50 lub 100 proc. - i wtedy nikt jakoś się nie gubił.

"Super Express": - Nowe "rozporządzenie receptowe" spotkało się z ostrą krytyką środowiska lekarzy, którzy obawiają się, że gubiąc się w gąszczu przepisów, będą obciążani karami finansowymi.

Artur Fałek: - Wydaje mi się, że raczej nie powinno być takich problemów. Przecież rozporządzenia w zasadniczej części pozostają niezmienione. Istotna zmiana dotyczy konieczności określenia rodzaju odpłatności odrębnie dla każdego leku. Dawniej na receptach był określony rodzaj odpłatności - wówczas: bezpłatne, ryczałt, 30, 50 lub 100 proc. - i wtedy nikt jakoś się nie gubił.

- Tyle tylko, że jeden lek może być jednocześnie w różnych stawkach refundacyjnych! Gwarantuje pan, że nikt się w tym nie pogubi?

- Wszystkie niezbędne informacje będą w Obwieszczeniu Ministra Zdrowia, będą łatwo dostępne dla lekarzy, pacjentów i aptekarzy. A gwarancji absolutnej dać nie mogę, bo zawsze może się zdarzyć tak, że ktoś się w tym nie zorientuje. Myślę jednak, że nie będzie to zjawisko na skalę masową.

- Nie zmienia to faktu, że lekarze przyjęli nowe rozporządzenie - powiedzmy delikatnie - z dużym dystansem. Dodatkowo wskazuje się, że pośrednio uderzy ono w pacjentów, którym lekarze nie będą chcieli wypisywać recept w strachu przed karą.

- Uważam, że nie ma tutaj żadnych powodów do obaw. Pamiętajmy, że proces wypisywania recept jest tylko jednym, kończącym etapem wizyty u lekarza. Wcześniej pacjent musi zapisać się w przychodni, umówić na wizytę i wtedy wszystkie dane o jego ubezpieczeniu są weryfikowane - od tego zależy, czy za samą poradę zapłaci NFZ. Posiadanie dokumentu potwierdzającego prawo do korzystania z finansowanych przez NFZ świadczeń zdrowotnych jest obowiązkiem pacjenta. Kiedy przychodzi do lekarza, ten wie już, czy pacjentowi należy się refundacja, czy też nie.

- Czyli pana zdaniem nie ma problemu?

- Przede wszystkim skupmy się na tym, że Ministerstwo Zdrowia pracuje nadal nad projektem rozporządzenia, w pracach uczestniczą przedstawiciele NFZ, Naczelnej Rady Aptekarskiej i Naczelnej Rady Lekarskiej. W ten sposób postaramy się wypracować wspólne stanowisko. Jednym słowem - Ministerstwo Zdrowia otwarte jest na wszelkie uwagi, żeby stworzyć jak najlepsze prawo regulujące tę sferę.

- Dlaczego jednak do tych kontrowersji musiało dojść? Czy nie dało się od razu stworzyć dobrego rozporządzenia, zamiast legislacyjnego bubla?

- To już pana twierdzenie. Uwag legislacyjnych do projektu nie było wiele. Więcej uwag jest do samej koncepcji i zakresu odpowiedzialności lekarza za to, co przepisuje na receptach na leki refundowane. Trzeba pamiętać, że NFZ musi kontrolować refundację leków. Lekarze, którzy przy obecnym prawodawstwie mogą wypisać receptę na każdy lek, muszą wiedzieć, że NFZ monituruje w tym względzie ich poczynania. Gdyby wymknęło się to spod jego kontroli, publiczne pieniądze - czyli pieniądze ubezpieczonego - mogłyby po prostu zostać wydane niezgodnie z ich przeznaczeniem. A tego chyba chcieliby uniknąć wszyscy.

Artur Fałek

Dyrektor departamentu polityki lekowej i farmacji