"Super Express": - Niekończąca się awantura z Izraelem zbiera dość ponure żniwo. Reputacja Polski mocno ucierpiała; w sprawę włączyli się Amerykanie, i to nie po stronie Polski. Ale może jest w tym szaleństwie jakaś metoda? Dostrzega pan jakieś plusy, które z tych polsko-izraelskich niesnasek wynikają?
Arkadiusz Mularczyk: - Przede wszystkim wydaje się, że po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej istnieje w ogóle jakiś polski głos w debacie o charakterze historycznym, w którym odkłamujemy mity na temat naszej historii.
- Umniejsza pan tu znakomity wkład polskich historyków w opis choćby Holokaustu, który zawsze był bardzo słyszalny i kształtował światową opinię publiczną.
- Mówię o ostatnich 20-30 latach. Nasza historia była bardzo słabo znana, a dziś widać, że była przez różne środowiska wręcz zniekształcana w sposób celowy. Wiele mediów niemieckich czy środowisk żydowskich, zwłaszcza z USA, promowało całkowicie fałszywą narrację o II wojnie światowej. A to oddzielając Niemców z odpowiedzialności za to, co się wtedy działo, poprzez stworzenie terminu "naziści", a to zrzucając współodpowiedzialność za Holokaust na Polaków. Nasz głos w tej dyskusji nie był w ogóle słyszalny. Teraz wreszcie jest inaczej.
- Sądząc po tym, co się o polsko-żydowskim sporze pisze na świecie, można odnieść wrażenie, że jednak szarża polskiego rządu bardziej nam szkodzi, niż pomaga. "Polska narracja" nierzadko ustępuje miejsca potwierdzeniu krzywdzących stereotypów na nasz temat.
- To może wynikać z tego, że przez lata Polska nie budowała swoich wpływów na świecie, a polityka zagraniczna była prowadzona na kolanach. Widać, że część lobby żydowskiego, która jest nieprzyjazna wobec Polski, jest w USA silna. Warto zatem wzmacniać lobby polskie, bo zarówno za oceanem, jak i w innych ważnych miejscach na świecie mieszka wielu Polaków i warto to też wykorzystać, by bronić polskich interesów i spraw.
- To szło nieźle. Protesty Polonii sprawiały, że wiele mediów na Zachodzie zabraniało używać na swoich łamach określenia "polskie obozy śmierci". Nie wyważamy otwartych drzwi?
- Widać, że inni są skuteczniejsi od nas. My dopiero od niedawna staramy się konsekwentnie budować swoją narrację historyczną, ale niestety te zaszłości, które nawarstwiały się przez cały okres komunizmu, są dziś trudne do nadrobienia. Można powiedzieć, że inni napisali naszą historię za nas, stawiając nas w krzywym zwierciadle.
- Nie przesadza pan? Mimo głupich głosów w mediach żaden poważny historyk nie zrobi z Polaków kolaborantów czy nie zdeprecjonuje skali tragedii, która w czasie II wojny światowej dotknęła nasz kraj.
- Jednak po tylu dekadach od wybuchu II wojny światowej widać, że nie brakuje fałszywych informacji na temat Polski. Można powiedzieć, że środowiska żydowskie mówiąc o stratach ludzkich, uznawały wyłącznie Holokaust, zabierając tym samym prawo do martyrologii innym narodom, w tym Polakom i Polsce, która proporcjonalnie była najbardziej poszkodowanym krajem w czasie II wojny światowej. I na przykład w przeciwieństwie choćby do Żydów czy Izraela, nie dostaliśmy praktycznie żadnego zadośćuczynienia dla ofiar i kraju za tragedię tej wojny.
- Zostawmy historię. Nie dziwi pana, że relacje z Izraelem, które przez lata uznawano za wzorcowe, nagle całkowicie się zawaliły? Wystarczyła iskra, którą wykrzesaliście, i 30 lat budowania dobrych stosunków poszło na marne.
- Były po prostu tematy, których przez lata się nie poruszało, ale one istniały schowane pod dywanem. Kiedy zaczyna się o nich mówić, wywołuje to ogromne emocje. Niestety, wewnętrzna sytuacja w Izraelu też nie sprzyja spokojnym dyskusjom. Premier Netanjahu próbuje być może wykorzystać sprawę polskiej ustawy jako ucieczkę do przodu przed własnymi problemami. Nałożyło się tu kilka elementów i niestety, dało to mieszankę wybuchową.