Arcydzieło, które szydzi z człowieka

2008-10-04 4:00

"Łaskawe" to jedna z najbardziej kontrowersyjnych powieści ostatnich dziesięcioleci. Esesman esteta opisując swoje mordy, przekonuje: "Na moim miejscu robilibyście to samo"

Książka Jonathana Littela "Łaskawe" jest bezczelna i plugawa. Nie warto jednak tych ponad tysiąca stron, które właśnie pojawiły się w polskich księgarniach, zbyć tą łatwą etykietą, nie warto za niektórymi krytykami wpadać w koleiny łatwych, potępiających ją w czambuł, sądów. Lepiej się w nią zanurzyć. Bo to arcydzieło musi odurzyć.

Bezczelność Littela polega między innymi na pytaniu, które zadał sam sobie i na które śmiał odpowiedzieć z obrzydliwą ekshibicjonistyczną szczerością. Pytanie brzmi: A gdybym ja, humanistycznie wykształcony Europejczyk, został przez historię wrzucony w nazistowski system, wrzucony nie jako ofiara, ale jako współsprawca, co bym zrobił?

I tak autor, Amerykanin, który dziś ma 41 lat, wykreował swoje literackie pokręcone alter ego. To niemiecki prawnik Maximilien Aue, który w chwili wybuchu wojny ma lat 26. To oficer SS, biurokrata, a nie żołnierz. Epopeja, bo "Łaskawe" to właśnie epos, czy to się komuś podoba, czy nie, zaczyna się po wojnie. Stary zbrodniarz Maximilien Aue uniknął sprawiedliwości, żyje sobie wygodnie we Francji, szefując w fabryce koronek. Odczuwa jednak potrzebę spowiedzi, ale do szuflady. Książka utrzymana w pierwszoosobowej narracji jest taką spowiedzią. Choć może nie do końca spowiedzią... bo on nie chce przebaczenia. Aue, podobnie jak tysiące innych zbrodniarzy, udaje ofiarę systemu narodowego socjalizmu, pisząc: "Tak jak większość ludzi, nigdy nie prosiłem się, żeby zostać zbrodniarzem". Tu Amerykanin ociera się o banał.

Bezczelność Littela objawia się w jego zabawie czytelnikiem. Tak - zabawie czytelnikiem, nie z czytelnikiem. Jestem przekonany, że autor postanowił, iż jego główny bohater będzie rozwiązłym homoseksualistą, sycącym żądze jak popadnie i z kim popadnie, po to, żeby zaserwować nam wyuzdane, realistycznie pornograficzne opisy tych harców. Życie seksualne zakłamanego esesmana odciąża bowiem nieco przesyconą faktografią powieść. Wystudiowanych zabiegów erudyty Littela jest więcej. Autor bawi się, podrzucając nam co i rusz najróżniejsze kody kulturowe. Proste - jak cytaty z Sofoklesa, Schopenhauera, że żyć nie warto w ogóle. I strukturalnie wymyślniejsze - jak choćby nazywanie rozdziałów częściami klasycznych utworów muzycznych czy przywołanie romantycznej postaci Lermontowskiego Pieczorina z "Bohatera naszych czasów" (chyba pierwszej w literaturze postaci człowieka zbędnego, człowieka, który nie ma po co żyć).

Jest więc Maximilien wielbicielem dziewiętnastowiecznej prozy francuskiej i oficerem, który strzela wielokrotnie do pięknej żydowskiej dziewczyny, "aż jej głowa pękła jak owoc"; jest wyrafinowanym znawcą muzyki i trunków oraz mordercą własnej matki. Wnikliwym analitykiem badającym, który to lud kaukaski na podstawie złożonych kwestii językowych można uznać za żydowski, a który nie. Ale jest także narratorem nieszczędzącym nam złożoności zapachowego bukietu krocza swojego nie do końca czystego przypadkowego kochanka. Takich antynomii jest więcej. One mają uczłowieczyć potwora, bo wbrew woli autora jego główny bohater jest jednak potworem. To on i tacy jak on byli filarami systemu nazistowskiego. Wpatrzeni w swojego FŸhrera z przeoraną propagandą świadomością udawali honorowych oficerów, chociaż strzelali dzieciom w głowy.

Tak, tego typu opisy w literaturze już były. A jednak "Łaskawe" to prawdziwie wielka literatura. Targająca emocje, zmuszająca do gwałtownych reakcji i do - co najważniejsze - zajęcia stanowiska. Littel serwuje nam przecież obok niezwykle okrutnych, drobiazgowo opisywanych scen Holokaustu, serię mikropowieści. Takich jak choćby na wpół oniryczny epizod ze starym Żydem jasnowidzem, który przychodzi do esesmana z żądaniem zabicia go i zakopania na pewnej górze, którą sam sobie upatrzył. I tak też się dzieje... Ten niezwykły fragment musi zapaść w pamięć każdego, kto książkę przeczyta. Jako autonomiczny utwór.

Nie ma powodu opowiadania tego arcydzieła, które szydzi z nędzy ludzkiej kondycji. Każdy powinien się z tym szyderstwem sam zapoznać i, być może, zaprzeczyć mu. "Łaskawe" to ważna książka, o której jednak nie będzie się nad Wisłą dyskutować tak zaciekle, jak we Francji, w której dwa lata temu została wydana. Francja nie została jednak niezwykle brutalnie zgwałcona przez nazizm. W Polsce nie ma i nie będzie współczucia dla oficerów SS, których ani dziedzictwo pisarzy, ani filozofów, ani kompozytorów nie uczyniło ludźmi. Główny bohater jak skończony idiota dał się nabrać narodowemu socjalizmowi, w który autentycznie uwierzył i który ukradł mu duszę. Człowieczeństwo to coś, co nie wyrasta wyłącznie z kultury. Takie jest przesłanie tego ponurego moralitetu.

Sławomir Jastrzębowski

Redaktor naczelny "Super Expressu". Ma 40 lat