10 kwietnia 2010 roku dokładnie o godzinie 8.41 pod Smoleńskiem roztrzaskał się rządowy samolot Tu-154 z 96 osobami na pokładzie. Wczoraj cała Polska oddawała im hołd. Szkoda tylko, że nie była to Polska zjednoczona, ale podzielona.
Prezydent Bronisław Komorowski (63 l.) przewodniczył państwowym uroczystościom na warszawskich Powązkach. Pamięć ofiar uczczono minutą ciszy, odegrano też hymn. W tym samym czasie przed Pałacem Prezydenckim na warszawskim Krakowskim Przedmieściu swoje obchody organizował PiS. Na czele uroczystości stał oczywiście Jarosław Kaczyński (66 l.) Tutaj też była minuta ciszy i też zabrzmiał ten sam Mazurek Dąbrowskiego. Dlaczego więc nie świętowano razem?
Główna oś sporu smoleńskiego dotyczy przyczyn katastrofy. Rządowi eksperci utrzymują, że do tragedii doprowadził błąd pilotów oraz fatalne warunki pogodowe. Zupełnie inną tezę lansują eksperci opozycyjni. " Jeszcze przed pierwszym uderzeniem w ziemię nastąpiła potężna eksplozja w kadłubie samolotu, która zniszczyła jego strukturę (oderwała tylną część kadłuba wraz z silnikami, wywinęła burty) oraz zabiła większość pasażerów. Końcowym etapem katastrofy był wybuch w prezydenckiej salonce już po uderzeniu samolotu w ziemię" - czytamy w najnowszym raporcie przygotowanym przez zespól Macierewicza.
Przedstawiciele tych dwóch grup politycznych, których reprezentanci zginęli w Smoleńsku, nie potrafili nawet spotkać się na wspólnej modlitwie w jednym kościele. A przecież wierzą w tego samego Boga...
Zobacz: Katastrofa smoleńska. Obchody 5. rocznicy tragedii z 10 kwietnia 2010 r. Relacja na żywo