Anna Szulc nie żyje. Dziennikarka zmarła po godzinnej reanimacji
Smutną wiadomość potwierdził mąż dziennikarki. - Dziś rano zmarła moja ukochana żona - poinformował na Facebooku pan Paweł Rucki. - Wszyscy wiecie, jak cudowną była osobą-życzliwą światu, zaangażowaną w pomaganie innym, błyskotliwie inteligentną. Była wspaniałą matką i żoną - Nie wyobrażamy sobie z Antkiem życia bez Niej. O terminie pogrzebu zawiadomię później. Proszę Was o modlitwę za jej duszę - napisał mąż dziennikarki. \
Anna Szulc w swojej pracy skupiała się na tematyce społecznej. Szczególnie interesowała ją kwestia seksualności człowieka. W 2010 roku Szulc została laureatką nagrody Grand Press w kategorii reportaż. W 2007 roku otrzymała Europejską Nagrodę Dziennikarską.Była autorką dwóch książek: "Stacja Kraków" i ""Krakowscy Czarodzieje".
Dziennikarka Newsweeka nie żyje. Pożegnalny wpis od kolegów redakcji
Pożegnalny wpis zamieszczono na stronie internetowej Newsweeka. Poniżej publikujemy go w całości.
Jesteśmy tym wstrząśnięci, nie możemy sobie poradzić z tą straszliwą informacją. Bo Ania to było samo życie. Wielka energia, wieczny uśmiech i tysiące pytań, które musiała zaraz, natychmiast zadać. I tysiąc pomysłów, którymi musiała się podzielić, nie czekając ani chwili. Także pomysłów na teksty, które chciała napisać, do których już, teraz, chciała zbierać materiały.
Ania miała ogromny talent dziennikarski, z gatunku takich, które zdarzają się raz na wiele lat. Uwielbiała rozmawiać z ludźmi, potrafiła namówić ich na trudne zwierzenia. I pisała potem takie teksty, że czytając je czasem płakaliśmy ze wzruszenia, czasem śmialiśmy się, a najczęściej nie mogliśmy wyjść ze zdziwienia, że można z niepozornego – wydawałoby się – tematu zrobić przepiękną opowieść o ludziach. O ich dramatach i zwycięstwach, o ich pasjach i grzechach, a także o skrywanych żądzach. Bo Ania nade wszystko lubiła pisać o ludzkiej seksualności i wszystkim, co z nią związane. Zadawała swoim bohaterom takie pytania, które my, jej redakcyjni koledzy, wstydziliśmy się zadać. Robiła to w naszym imieniu, dla czytelników, którzy uwielbiali jej teksty. Nadal je uwielbiają.
Ania zawsze była też gotowa do pomocy. Wystarczyło zadzwonić i o coś zapytać, a ona rzucała swój tekst, swoje sprawy, by szukać jakiegoś potrzebnego numeru albo bohatera.
Wiedzieliśmy, że miała kilka lat temu trudniejszy okres, odeszła wtedy z redakcji. Ale wróciła, z jeszcze większą niż dawniej energią. I znowu pisała teksty, przy których śmialiśmy się i płakaliśmy.
Naprawdę nie wiemy, jak sobie bez niej poradzimy. Była jedyna w swoim rodzaju.
Aniu, nasza przyjaciółko, spoczywaj w spokoju.
***
CZYTAJ TEŻ:
>>>Wiesław Gołas nie żyje. Ostanie informacje ze szpitala
>>>Zuzia i Kinga powiesiły się na wierzbie. Dziewczynki umarły z miłości?