- To dlaczego prezes od wniosku się zdystansował?
- Odciął się na wszelki wypadek, bo nie wiadomo, jak taka operacja się skończy, to odgrzanie na nowo sporu o Trybunał Konstytucyjny, co PiS nie służy. Prezes wolał nie ponosić kosztów politycznych takiej operacji, a odcięcie się od wniosku Ziobry mu to umożliwia.
- A może teraz TK uzna po prostu wybór sędziów z 2010 roku, z czasu gdy rządziła PO, a PiS w ten sposób pokaże: zobaczcie, rzekomo "nasz" Trybunał nie podważa decyzji posłów PO, a jednocześnie to my mieliśmy rację przy zmianach w TK pod koniec 2015 roku?
- Przecenia pan stopień skomplikowania tej sprawy jak na możliwości polityczne Zbigniewa Ziobry. Możemy oczywiście zakładać, że Ziobro zaskarża trzech sędziów z 2010 roku po to, by uzasadnić wybór, którego sam PiS dokonał pod koniec roku 2015. Ale to dla mnie mało realne, biorąc pod uwagę, że PiS ma "pozamiatany" Trybunał Konstytucyjny, kontroluje tam sytuację, ma swojego prezesa, więc żadnego uwiarygadniania nie potrzebuje.
- To o co w takim razie chodzi?
- PiS ma w tej chwili w piętnastoosobowym Trybunale siedmiu sędziów, w tym przewodniczącą, a więc nie ma większości. Jak wynika z moich informacji, jeden z tych sędziów jest poważnie chory, jest kwestią czasu, gdy nie będzie mógł orzekać, a "PiS-owskich" sędziów będzie wtedy jeszcze mniej. Tymczasem w niektórych sprawach Trybunał orzeka w pełnym składzie. Kadencja sędziów wybranych w 2010 r. upływa dopiero za trzy lata. Wniosek Ziobry wygląda na próbę ich zdyscyplinowania.