„Super Express”: – Listy Prawa i Sprawiedliwości nie są gotowe, bo ustalenie tysiąca nazwisk jest trudne – przekonują politycy partii rządzącej.
Andrzej Stankiewicz: – Na pewno nie to jest powodem. Ludzi, których trzeba od zera przygotować, sprawdzić, jest w rzeczywistości bardzo mało.
– Ale – tu już informacje nieoficjalne – właśnie o tych niewielu jest awantura. Starzy działacze mają być niezadowoleni z faktu, że wiele miejsc przypadnie ludziom premiera, Mateusza Morawieckiego.
– To logiczne, że Morawiecki chce być wysoko i mieć przy sobie ludzi zaufanych. To się w PiS nie musi podobać. Kiedyś było tu ciężko z pieniędzmi. A Mateusz Morawiecki przyszedł „na gotowe”. PiS-owcom, którzy przeszli przez Smoleńsk i inne traumy widząc, że przychodzi neofita Morawiecki i wciska swoich ludzi w spółki skarbu państwa, to skacze gul. Ta rywalizacja o listy jest wojną o to, jaki PiS będzie po wyborach.
– I jaki będzie pana zdaniem?
– Na pewno po wyborach osłabiony będzie Zbigniew Ziobro, bo po prostu nie będzie miał kogo wystawić. Morawiecki jest z kolei tym człowiekiem, który liczy na to, że zostanie liderem po Kaczyńskim. Ja uważam, że na to za wcześnie. Notowania premiera spadły. Kiedy był powoływany na szefa rządu to wszyscy (ja również) traktowali jak oczywistość, że jest spadkobiercą prezesa. Dziś może być różnie.
– Ale przecież wybory do Parlamentu Europeskiego były wielkim sukcesem PiS i Morawieckiego?
– PiS, tak, ale bardziej niż Morawieckiego był to sukces Kaczyńskiego. Dziś Mówi się, że prezes ma chrapkę na fotel premiera. Po wyborach to całkiem realne. Dlatego Morawiecki podjął oczywistą grę.
– Jaką?
– O pozycję w klubie parlamentarnym. Bo ten, kto wygrywa w klubie wygrywa w ogóle. Dziś możemy przewidywać, że to nie będzie PiS Ziobry ani Macierewicza. Wiadomo też, że PiS będzie zawsze Kaczyńskiego, który jest zbyt silny. Pytanie na ile to będzie PiS Morawieckiego i o to toczy się walka. Szefowi rządu chodzi o autonomię, aby nawet tracąc pozycję premiera coś mieć.