„Super Express”: – Co wiemy po wczorajszej rekonstrukcji rządu?
Andrzej Stankiewicz: – Z tego co wiem, były rozważane dwa warianty. Głęboka rekonstrukcja, albo rekonstrukcja doraźna. Zdecydowano się na ten drugi wariant. Wcześniej natomiast w PiS testowano też ludzi do innych resortów, m. in. kandydatów do ministerstwa spraw zagranicznych. Proponowano im pracę na dłuższy okres, także po wyborach parlamentarnych. A więc mieliśmy do czynienia z przysłowiowym dzieleniem skóry na niedźwiedziu i przekonaniem, że PiS wygra wybory jesienią. Jak się okazuje, ostatecznie władze partii zdecydowały się jednak nie na głęboką rekonstrukcję, ale na rekonstrukcję doraźną.
– Co oznaczają te nominacje dla sytuacji w Prawie i Sprawiedliwości?
– Przede wszystkim widać, że docenieni zostali politycy drugiego szeregu. Chodzi o to, żeby pokazać elektoratowi i działaczom, że w PiS nagradza się ciężką pracę dla partii. Ta rekonstrukcja też sankcjonuje wszelkie strefy wpływów wewnątrz partii. Morawiecki awansował swoich ludzi. Awansowali Jacek Sasin i Michał Dworczyk, czyli ludzie blisko współpracujący z premierem. Awans Sasina jest też nie w smak wielu ludziom w PiS. O swoich zadbał też Zbigniew Ziobro, nie ma Kempy, a jej stanowisko przejął Woś, drobne wpływy zachowała Szydło poprzez awans Elżbiety Witek. Jarosław Gowin stracił swoją minister finansów, ale zyskuje rzecznika prasowego rządu. Status quo został więc zachowany. Do wyborów raczej tym składem dociągną. Po nich może dojść do wielu przetasowań. Pozycja Mateusza Morawieckiego jako premiera wcale nie jest mocniejsza.
– Po wygranych wyborach partia powinna raczej stanowić monolit, a pozycja premiera powinna się wzmocnić?
– Oni ewidentnie dzielą skórę na niedźwiedziu. Są pewni wygranej. Ale konflikty wewnętrzne wyraźnie się nasiliły. Wygrana jest ewidentnie sukcesem, ale sukcesem osobistym prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Polityk, który jeszcze niedawno by zwyciężyć w wyborach musiał się odsuwać w cień, dziś jest na pierwszej linii frontu i wygrywa wybory. A te wybory pokazały, że straszenie PiS-em nie działa, że ludzie chcą jeszcze więcej Kaczyńskiego.
– No dobrze, ale skoro jest wygrana i nawet już straszenie prezesem przestało działać, nie nastąpiło w partii zawieszenie broni?
– Nie mam takiego wrażenia. To jest raczej permanentny stan zimnej wojny. Nikt nie odpala przeciwko sobie bomb, choć w otoczeniu premiera było wrażenie, że materiały o jego majątku są inspirowane przez środowisko Zbigniewa Ziobry. Oczywiście – zawsze łatwo tak mówić, często nie ma to podstaw, ale taki jest stan ducha. W PiS są rozmaite wojny. Chociażby właśnie linii Ziobro – otoczenie premiera. Minister Sprawiedliwości, jego zwolennicy mają sojuszników w postaci ludzi dawnego Porozumienia Centrum, którzy mają coraz bardziej niechętny stosunek do wzrostu znaczenia Morawieckiego.
– Jednak Morawiecki jeździł w tej kampanii z partią, wygrana wyborcza to jego sukces. Poza tym niemożliwa jest raczej wymiana premiera przed wyborami parlamentarnymi?
– Do wyborów bez wątpienia Morawiecki pozostanie premierem i twarzą rządu. Ale nie dałbym głowy za to, że będzie na czele rządu także po nawet zwycięskich dla PiS wyborach. Wokół niego robi się bardzo gęsto. Są życzliwi, którzy donoszą na niego do prezesa. Atmosfera gęstnieje. Poza tym Morawiecki nie może powiedzieć, że wygrana jest jego sukcesem. To ewidentnie wygrana Kaczyńskiego, szczególnie w ostatnim etapie kampanii.
– Po wyborach mówiło się, że Beata Szydło zostanie kandydatem PiS na prezydenta zamiast Andrzeja Dudy. Była premier zaprzeczyła. Ale czy w takim razie nie będzie tak, że wystartuje właśnie prezes Jarosław Kaczyński, którego Polacy jak sam pan mówi, przestali się obawiać?
– Nie wydaje mi się by miał taki zamiar. Jego głównym celem jest pilnowanie partii, szczególnie, że do Brukseli wyjeżdża Brudziński. W 2010 roku prezes startował, bo wtedy inny kandydat mógłby przejąć mu partię. Teraz sytuacja jest inna. Prezes musi myśleć w kategoriach takich, jak wyglądać ma rząd, co zrobić z Morawieckim, co z Szydło. Tarcia w partii są bardzo duże, prezes musi sobie z nimi poradzić.