"Super Express": - Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że zwróciło się do premiera o odwołanie szefa NFZ Jacka Paszkiewicza. Wreszcie? Trochę mu się nazbierało.
Andrzej Sośnierz: - Być może nazbierało się zbyt wiele negatywnych opinii na temat niego samego i decyzji, które podejmował. Niemniej nie uważam, aby pan Paszkiewicz był największym problemem NFZ. Problemem jest za to struktura tej instytucji.
- Może systemu ta zmiana nie naprawi, ale być może poprawi się klimat wokół NFZ. Wiemy, że środowiska medyczne odsądzały Jacka Paszkiewicza od czci i wiary, a w takiej atmosferze trudno współpracować na rzecz dobra pacjentów.
- Tak czy inaczej ta personalna roszada będzie tylko zmianą kosmetyczną. Dla dobra pacjenta należałoby zdecentralizować NFZ i wyznaczyć do tego zadania człowieka, który rozumie system służby zdrowia. Obawiam się jednak, że w polskiej polityce mamy deficyt osób, które są przygotowane merytorycznie do takiego wyzwania.
- Ale czy pan Paszkiewicz jest tu bez winy?
- Winnym wielu tych rzeczy, za które krytykowano szefa NFZ jest Ministerstwo Zdrowia. To tak naprawdę ono odpowiada za to, co się w Funduszu dzieje, bo jego prezes nie ma za dużego pola manewru. Więc ostrze krytyki powinno być skierowane do resortu, bo to tam zaczyna się całe zło, które trawi naszą służbę zdrowia. NFZ staje się tylko kozłem ofiarnym, bo najłatwiej na niego zrzucić winę i umyć ręce od problemów.
- To odwołanie jest zatem ucieczką do przodu ministerstwa, które od początku roku zalicza kolejne kompromitacje. Tym bardziej że już Ewa Kopacz miała podstawy, żeby odwołać szefa NFZ.
- Być może jest tak, jak pan mówi. Niemniej od bardzo dawna można obserwować w Ministerstwie Zdrowia niepokojące zjawiska, jak choćby wpływ wielkich konsorcjów finansowych na ustalanie zasad funkcjonowania funduszu. Mam jak najgorsze przeczucia, bo jeśli te tendencje się pogłębią, niedługo pacjent nie będzie liczył się w ogóle.
Andrzej Sośnierz
Były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia