Andrzej Rozpłochowski

i

Autor: archiwum se.pl

Andrzej Rozpłochowski: Wzywanie do zgody na siłę to wspieranie totalitaryzmu

2020-09-02 5:22

Różnice zdań, nawet ostre, są fundamentem demokracji. I śmieszą mnie ludzie, którzy tak ubolewają nad tym, że w Polsce jest ostry spór polityczny. To bardzo dobrze, że jest. Żądanie tego, żeby różnic zdań nie było, żeby wszyscy się ze sobą zgadzali, jest tak naprawdę nawoływaniem do nowego totalitaryzmu. Problem z podziałem w dawnej Solidarności polega nie na tym, że się między sobą różnimy, ale na tym, że spór ten przeradza się w bardzo ostry, nieracjonalny konflikt. I że często ludzie wspierający dziś totalną opozycję chcą spór ten wynosić poza kraj, na forum międzynarodowe, czym ewidentnie szkodzą Polsce – z Andrzejem Rozpłochowskim, liderem strajku w Hucie Katowice w 1980 roku rozmawia Przemysław Harczuk.

„Super Express”: – Zakończone obchody zarówno 40-lecia porozumień sierpniowych, jak i 71. rocznicy wybuchu II wojny światowej wskazują na potężny podział wśród polityków i działaczy dawnej Solidarności. Dlaczego nie dało się zorganizować wspólnych uroczystości powstania Solidarności z władzami Gdańska i władzami państwowymi?

Andrzej Rozpłochowski: – Aż tak głęboki podział jest oczywiście czymś bardzo złym. Pragnę jednak zauważyć, że nikt nikomu nie zabraniał udać się do hali BHP w Gdańsku. Nikt nie został pominięty. Część ludzi dawnej Solidarności wspiera, niestety, obecną totalną opozycję. Opozycję, która zamiast konstruktywnej krytyki oferuje donoszenie na własny kraj do obcych stolic. Ten podział jest tu więc fundamentalny.

– Jednak w sierpniu ukazał się list działaczy opozycji z lat 80., pod którym podpisali się ludzie dziś znajdujący się po różnych stronach barykady. Joanna i Andrzej Gwiazdowie z jednej strony, Zbigniew Bujak z drugiej. Pan i bynajmniej niepodzielający pańskich poglądów Jerzy Borowczak. Nazwisk tych jest więcej. Czyli są jednak sprawy, które ludzi Solidarności i dziś mogą łączyć?

– No tak, ale to jest wspólne podpisanie się pod listem przeciwko dyktaturze Aleksandra Łukaszenki, prezydenta Białorusi, z którym walczą nasi białoruscy przyjaciele. I podpis pod tym listem był dla nas oczywisty. Podobnie jak oczywiste było dla nas wspólne wystąpienie przeciwko sowieckiej okupacji Polski w roku 1980. Wtedy były jedność i solidarność. I nie było sporu. Było jasne – chcemy zmiany systemu. Spór pojawił się, gdy postawiliśmy pytanie – „co zamiast PRL”.

– Akurat spór o to, jak ma wyglądać państwo po obaleniu dyktatury nie jest chyba niczym złym?

– Absolutnie nie jest. Co więcej – różnice zdań, nawet ostre, są fundamentem demokracji. I śmieszą mnie ludzie, którzy tak ubolewają nad tym, że w Polsce jest ostry spór polityczny. To bardzo dobrze, że jest. Żądanie tego, żeby różnic zdań nie było, żeby wszyscy się ze sobą zgadzali, jest tak naprawdę nawoływaniem do nowego totalitaryzmu. Problem z podziałem w dawnej Solidarności polega nie na tym, że się między sobą różnimy, ale na tym, że spór ten przeradza się w bardzo ostry, nieracjonalny konflikt. I że często ludzie wspierający dziś totalną opozycję chcą spór ten wynosić poza kraj, na forum międzynarodowe, czym ewidentnie szkodzą Polsce.

– Tylko czy nie jest czasem tak, że spór ten wśród byłych opozycjonistów jest w gruncie rzeczy mniej istotny – że ludzie Solidarności są w stanie podpisać wspomniany list wsparcia dla Białorusinów, a sam konflikt o historię podgrzewają czynni politycy, którzy wiekowo często „nie załapali” się na czasy Solidarności?

– To, że dziś o polskiej polityce coraz bardziej decyduje młodsze pokolenie, jest rzeczą jak najbardziej naturalną. Trudno, żeby było inaczej. I nie ma niczego złego w tym, że politycy się spierają między sobą. Źle, jeśli wynoszą to poza kraj, chcą działać na zasadzie „ulicy i zagranicy”. Tego robić nie powinni i te działania totalnej opozycji są niedopuszczalne.

Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj