„Super Express”: – Profesor Przemysław Czarnek został ministrem Edukacji i Szkolnictwa Wyższego. Jak ocenia pan ten wybór?
Andrzej Morozowski: – To gest Joanny Lichockiej pokazany całemu społeczeństwu. Środowy palec wymierzony w środowiska naukowe i akademickie, w studentów, ale też nauczycieli i polskich uczniów. Wszyscy znają niedopuszczalne wypowiedzi posła Przemysława Czarnka o homoseksualistach. Ale nie tylko – także o kobietach. Czarnek mówił przecież, że kobiety powinny zająć się jedynie rodzeniem i wychowywaniem dzieci. To policzek. Ale ja się z tej nominacji bardzo cieszę.
– Dlaczego?
– Sytuacja przypomina trochę tę, gdy za rządów PiS, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin ministrem Edukacji Narodowej został Roman Giertych. Oczywiście zachowując oczywiście wszelkie proporcje – Roman Giertych nawet w tamtym czasie był politykiem dużo bardziej umiarkowanym od Przemysława Czarnka. No ale miał opinię radykała. I jego nominacja wywołała potężny opór w społeczeństwie. Myślę, że teraz będzie podobnie.
– Co w ogóle oznacza zmiana akurat na stanowisku ministra Edukacji Narodowej?
– W jednym z wywiadów prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński przyznał, że wprawdzie Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, ale przegrywa walkę o rząd dusz i poparcie młodego pokolenia. I, że trzeba teraz o to młode pokolenie zawalczyć. No i zawalczył – nominując Czarnka na stanowisko ministra edukacji. Tyle, że od czasów Mickiewicza doskonale wiemy, jak się tego typu „zabiegi” o młode pokolenie kończą. W sposób odwrotny do zamierzonego. Gdy Nowosilcow chciał rusyfikować Polaków, skończyło się to powszechnym buntem i oporem. Podobnie będzie teraz. Przypomnę, że gdy wygrało wybory pierwszy raz po 1989 roku SLD, jego politycy robili wiele by zerwać z wizerunkiem postkomunistów, to jedna nominacja Jerzego Wiatra właśnie na ministra edukacji wywołała powszechne protesty. A przecież ministra Wiatra w żaden sposób nie można porównać do Przemysława Czarnka z jego radykalizmem. A więc efekt będzie zupełni eodmienny, niż prezes PiS to zakłada. Zwrócę uwagę jednak na jedną rzecz.
– Jaką?
– Sytuacja w koalicji rządzącej przypomina taką rurę, która pękła, buzuje, jest łatana. Ale prędzej czy później ona pęknie i wyleje. A te nieczystości wypłyną. I tak będzie z koalicją rządzącą – ten zażegnany konflikt za pół roku, za rok, rozgorzeje na nowo. A teraz to zażegnanie było możliwe tylko z jednego powodu – słabości opozycji. Opozycja nie umiała wykorzystać miesiąca otwartej wojny w obozie władzy, realnego konfliktu i rozpadu. I mówię to z bólem, ale chyba należy powoli liczyć się z tym, że szyld Platformy Obywatelskiej będzie schowany, a na miejsce największej partii opozycyjnej powstanie coś nowego.