"Super Express": - Jak ocenia pan konflikt między prezydentem i ministrem obrony narodowej?
Andrzej Morozowski: - Wydaje się, że prezydent Andrzej Duda nie chce się wtrącać. Jemu wystarczy to "panowanie", przecinanie wstęg itd. Istnieje też jednak dwór, czyli najbliższe otoczenie głowy państwa. I skoro minister Antoni Macierewicz robi, co robi, a prasa - w tym - uwaga - prawicowa prasa - to krytykuje, to otoczenie prezydenta uznało, że należy pokazać, że prezydent działa, dostrzega, co się dzieje, próbuje coś zrobić. Tu zadziałało też to, że w ostatnich sondażach po pierwsze - sympatia do prezydenta zmalała, a po drugie - był też sondaż, w którym Andrzej Duda w drugiej turze wyborów prezydenckich nieznacznie, ale jednak przegrywa z Donaldem Tuskiem. W poprzednim badaniu Andrzej Duda badanie to zdecydowanie wygrywał. I ta wymiana listów, spotkanie z Macierewiczem były teatrem zrobionym właśnie pod to. Bo prezydentowi w ogóle na niczym nie zależy. On chce tylko chodzić, dawać ordery, cieszy się, że wszyscy będą mówili do niego "panie prezydencie". Jest jak chłopiec, który dostał zabawki i świetnie się nimi bawi. I całkowicie mu te zabawki wystarczają.
- Czyli nie wierzy pan w to, że prezydent Andrzej Duda wybił się na niezależność?
- Oj, nie, to byłby jakiś żart. Niemożliwe. Chociaż niewątpliwie jak się jest już rok prezydentem, to ma się poczucie, że warto coś po sobie zostawić. Ja jak zostałem dziennikarzem, i na początku ktoś mówił do mnie "panie redaktorze", to ja się odwracałem i patrzyłem, gdzie stoi ten redaktor. A po roku już wiedziałem, że chodzi o mnie. Być może Andrzej Duda w pierwszym okresie prezydentury też jak ktoś zwrócił się do niego "panie prezydencie" szukał prezydenta. A teraz nagle zorientował się, że nim jest. Przyzwyczaił się. Wie, że jest głową państwa. I w związku z tym może coś odpowiedzieć prezesowi PiS, że jak Jarosław Kaczyński powie, że forma listowna mu nie odpowiada, to Andrzej Duda może odpowiedzieć, że to najlepsza, świetna forma komunikacji.
- Czyli jednak niezależność?
- Nie. To są nic nie znaczące, powierzchowne zabiegi. Służą jedynie temu, by potem w kampanii wyborczej Andrzej Duda pokazał, że w takiej, a nie innej sprawie miał inne zdanie niż prezes czy minister obrony. Jak przyjdą wybory, będzie można tym zagrać. Myślę, że Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że Antonim Macierewiczem wyborów nie wygra. Więc te zabiegi są właśnie po to, by uprzedzić ewentualne ataki przed wyborami.
- Jarosław Kaczyński z jednej strony skrytykował za "politykę epistolarną" Andrzeja Dudę, z drugiej za ekstrawagancję Antoniego Macierewicza. W co gra prezes Prawa i Sprawiedliwości?
- Widać, że prezes PiS musi lawirować pomiędzy dwoma osobami, które są od niego niezależne. Prezydent jest niezależny konstytucyjnie. Minister obrony Antoni Macierewicz - partyjnie. Prezes nie może Macierewiczowi podskoczyć. Bo szef MON, gdy odejdzie z partii, zabierze nie tylko siebie czy pojedynczych posłów, ale konkretny elektorat. Dziś nie wiem, czy Macierewicz zabierze 5, 10 czy 15 proc. prawicowego elektoratu. Ale na pewno zabierze. Odejście z partii spowodowałoby gwałtowne tąpnięcie w dół w sondażach opinii publicznej.
- Jakie środowiska mogłyby pójść za Antonim Macierewiczem?
- To trudne. Taki ojciec Rydzyk zdaje sobie sprawę, że ma niesamowite profity z tego, że PiS rządzi samodzielnie, ma o wiele lepszą sytuację niż wtedy, gdy PiS rządził w koalicji. Dlatego ojciec dyrektor dwa razy zastanowi się, zanim namówi Macierewicza na odejście z PiS. Z drugiej strony - to są kwestie ambicjonalne. Na pewno nigdy nie powinien atakować pierwszej damy Marii Kaczyńskiej. A jednak ją zaatakował. Jak będzie teraz - nie mam pojęcia.