"Super Express": - Informowaliśmy wczoraj o wykorzystywaniu przez Jacka Paszkiewicza, jeszcze szefa NFZ, państwowego stanowiska do unikania spłaty prywatnego długu. Po powtarzanych od lat zarzutach o fatalnych decyzjach dotyczących zdrowia Polaków ta sprawa powinna go ostatecznie pogrążyć?
Andrzej Morozowski: - Oczywiście, że powinna. Mam jednak wrażenie, że takie historie nie mają żadnego znaczenia i nie wpływają na piastowanie państwowych stanowisk. Pamiętamy ogromne wątpliwości wobec szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, który miał pobierać pieniądze od prywatnego operatora telekomunikacyjnego. Nie jest to co prawda niezgodne z prawem, ale elementarne poczucie obciachu, którym powinien się wykazywać urzędnik państwowy, każe stwierdzić, że coś tu jest nie tak.
- Przykład Paszkiewicza pokazuje, że obciach mało kto już czuje?
- Jest chyba na to przyzwolenie. O ile na początku swoich rządów PO zwracała na takie rzeczy uwagę, to teraz już nie zaprząta to jej głowy. Kiedyś można było pozbyć się Grzegorza Schetyny, bo rozmawiał z niewłaściwymi ludźmi. Co prawda nic mu nie udowodniono, ale postąpiono tak, jak w demokratycznym państwie powinno się postępować. Żona Cezara powinna być poza wszelkimi podejrzeniami.
- W przypadku Paszkiewicza można jeszcze zrozumieć, że jest nieudolnym urzędnikiem, ale cwaniactwa wybaczyć mu już nie można?
- Ta sprawa dowodzi, że te z pozoru nieważne sprawy prywatne rzutują potem na sprawowanie przez daną osobę funkcji państwowej. Jako obywatel nie mogę mieć zresztą zaufania do osoby, która oszukuje byłą żonę czy komornika. Do jakich dziwnych uników i kombinatorstwa może być zdolny ktoś, kto chce uciec przed prawem.
- Tym bardziej gdy dysponuje takimi kwotami jak szef NFZ.
- Właśnie, skoro prywatnie zawiaduje swoimi pieniędzmi w tak dziwny sposób, to boję się, co może się dziać z funduszami publicznymi. Przecież nigdy nie będę wiedział, czy on to robi dobrze, czy nie.
- A do tego wszystkiego pan Paszkiewicz tworzy sobie udzielne księstwo w państwowej instytucji. To musi bulwersować?
- Jest ciche przyzwolenie na tworzenie takich państewek w państwie. Niestety, nie da się tak napisać prawa, żeby te prywatne układziki jednym cięciem wyeliminować. To jest coś, co w różnych kodeksach zapisuje się jako "wysokie standardy moralne". Nie wiem jak pan, ale ja nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zastosowano ten przepis w praktyce i ktoś stracił pracę, gdy tych standardów nie dochował.
Andrzej Morozowski
Publicysta TVN24