- Jak dobrze pan go znał?
- Dwa lata temu zakończyłem służbę w GROM-ie i od tamtej pory prowadzę wielkopolski oddział Fundacji Byłych Żołnierzy GROM. Z tego powodu często kontaktowałem się z panem generałem, konsultując z nim wiele spraw. Tuż przed jego śmiercią omawialiśmy wiele przyszłych działań. Był pełen optymizmu i planów na najbliższy czas. Absolutnie nic nie wskazywało na to, żeby miał jakiekolwiek zamiary samobójcze. To niedopuszczalne przypuszczenie. Nikt, kto go dobrze znał, w to nie wierzy.
- Pojawiła się opinia, że to nie samobójstwo, ale wypadek z bronią.
- Jaki wypadek z bronią? Przecież to irracjonalne. Generał był człowiekiem, który miał do czynienia z bronią od lat. Nie był kimś, kto mógłby zginąć przypadkowo z własnej broni. Mówi się też, że podobno miał być chory, ale o tym nikt, kto go znał, nie słyszał. Wiem, że to tylko spekulacje, ale powodów jego śmierci upatrywałbym gdzie indziej.
- Gdzie?
- Nikt nie chce tego głośno mówić, a wszyscy wiemy, że generał Petelicki był dla wielu osobą niewygodną. Otwarcie krytykował nieprawidłowości w armii, w Ministerstwie Obrony. Ostro wypowiadał się w sprawie nieprawidłowości przy locie do Smoleńska. Przecież mówił to dużo wcześniej, a dziś jest prowadzone śledztwo wobec Biura Ochrony Rządu! Dysponował też wiedzą, która dotyczyła wielu polityków z osobna. Wiedzą dla nich bardzo niewygodną. To tylko teza, ale echa tego do nas docierały. Wielu o tym wiedziało, ale dziś nie mówi się o tym w mediach.
- O konfliktach mówiono przy krytyce MON. Wiemy, że na początku wierzył w zmianę i rządy Platformy, ale później mocno się zawiódł...
- Więcej niż zawiódł. W Polsce świat dużego biznesu jest zaś powiązany z polityką. W dużej mierze to też jest polityka. I docierały do nas sygnały, że ze względu na swoje poglądy i konflikty z różnymi osobami pewne nieformalne naciski zostały użyte, żeby mu zaszkodzić. Wielokrotnie rozmawiałem z panem generałem i zwracał na to uwagę.
- Unia Europejska, XXI wiek - trudno uwierzyć, by w cywilizowanym kraju była siła, która dosięgłaby kogoś takiego jak gen. Petelicki.
- Najpierw słyszymy, że pierwsze informacje mówią o ranach postrzałowych na ciele. Po jakimś czasie zmieniane jest to na jedną ranę postrzałową głowy. Same się przemieściły? Jest tu jakaś nieścisłość. Podejrzewamy, że jakiś ekspert widział to jako pierwszy i powiedział, co widział. I później się to zmienia.
- Myśli pan, że można to tuszować?
- Proszę pana... Dzisiejsze techniki i możliwości służb naprawdę są bardzo duże. Teraz będą nas przekonywali, że coś widać bądź nie na monitoringu osiedlowym. Dziś wszystko można spreparować. Nawet samą próbę samobójczą. Podejrzewam, że większość mediów napisze, że było to "samobójstwo związane z niepowodzeniami w biznesie".
- Byli podwładni w to nie wierzą?
- Rozmawiałem z wieloma z nich i nikt, kto znał generała, nie wierzy w tę wersję. On miał po co żyć. Nie mówię już nawet o sprawach osobistych, jak żona i dzieci. Nie opuściłby ich w ten sposób. Nie opuściłby też GROM-u, za który czuł się odpowiedzialny. Uważał, że gdy jego zabraknie, gdy przestanie o to zabiegać, z jednostką może coś się stać. Nie zrobiłby tego rodzinie, żołnierzom. Na pewno nie odszedłby bez słowa.
Andrzej Kusiołek
Szef wielkopolskiego oddziału Fundacji GROM