Prezydent RP - Andrzej Duda

i

Autor: east news Andrzej Duda

Andrzej Duda wspomina młodość: Lata 80 pamiętam jako dziadostwo

2018-12-24 9:00

Tylko w "Super Expressie" przedświąteczny wywiad z Andrzejem Dudą. Prezydent zdradził kilka szczegółów z przeszłości. Jak wspomina dzieciństwo i wczesną młodość? Przeczytajcie sami!

- "Super Express": Jak pan pamięta realia tych lat 80?

- Andrzej Duda: Jako dziadostwo. Trudno znaleźć inne słowo.

- Moja rodzina wspomina, że od 2-3 klasy podstawówki deklarowałem, że będę emigrantem.

- Ja nie, ale zapadły mi w pamięć ogromne kolejki. Mama stawała w jedną kolejkę, mnie stawiała w drugą, później do mnie dochodziła.

- Najdłuższa kolejka w jakiej pan stał?

- Mój tata stał w kolejce po meble dwa miesiące. Zeszyt, komitet kolejkowy i jego zebrania… Młodzieży to się nie mieści w głowie.

- Mi utkwiły w pamięci kolejki po papier toaletowy.

- O tak! Też stałem.

- I w takiej kolejce nadchodził moment grozy, w którym sprzedawca mówił: papier się skończył. I co wtedy robiła rodzina Dudów? Cały ród za nożyczki i...

- Na szczęście nie przeżyłem takiego momentu.

- Ech, Kraków… Tam to się żyło!

- Z moich kolejek zabrakło dla mnie nart i butów narciarskich, po które stałem w Składnicy Harcerskiej. Dowieźli tylko damskie buty, ale facetom to nie przeszkadzało. Choć o tym, że numeracja dla kobiet jest nieco inna dowiedzieli się już po zakupie. Prawie odcinali sobie palce, by się w te buty wbić i jeździć.

- Najdziwniejsza kolejka? Ja kiedyś stałem po papier toaletowy, ale zamiast niego przywieźli kije do hokeja. Gospodarka PRL w pigułce.

- Aż takich zdziwień nie przeżyłem, ale najdziwniejsza kolejka była po papierosy. Dwa dni stania, z wujkiem, w Starym Sączu. Sprzedawali po dwie paczki na osobę. Stały nawet kilkuletnie dzieci i bez problemu im sprzedawano (śmiech).

- Pierwszy wyjazd za granicę?

- Na narty, do Czechosłowacji, w harcerstwie. Na Zachód dopiero w 1990, do Holandii.

- I jak wrażenia?

- Szok. Największy, kiedy zobaczyłem, że mają sklepy z samochodami.

- Polityką zaczął się pan interesować po 1989?

- Wcześniej. W 1989 zgłosiliśmy się do zalążka komitetu wyborczego Solidarności na Siennej. Biegaliśmy po mieście z ulotkami 4 czerwca. Nie było ciszy wyborczej i mieliśmy nawet dyżurnego „wnuczka”, który prowadził staruszki pomagając im oddać głos. Wcześniej tata zabierał mnie na Wawel z okazji 11 listopada, 3 maja, 13 grudnia. Była msza, później demonstracja. Choć jako mały chłopiec mogłem odejść. ZOMO przepuszczało i czekało kto zostanie, żeby się bić.

- I kiedy pan dorósł, nagle członkostwo w Unii Wolności?!

- Trochę przypadek. Przyznaję, że cała rodzina była przeciwna, ale namówił mnie przyjaciel. Dopóki były to spotkania lokalnego koła, to była fajna, inteligentna dyskusja kilku osób. Pierwszy, regionalny zjazd był jednak kompletnym rozczarowaniem.

- Dlaczego?

- Przemawiałem tam o ideałach, uczciwym państwie, powinności inteligencji, a oni mnie wyśmiali (śmiech)! Zrozumiałem, że pomyliłem adresy.

- Nie ma się czego wstydzić. Ja jako dziecko lubiłem „Misia Colargola” i też koledzy mnie wyśmiewali.

- Ja oglądałem „Bolka i Lolka”. Lubiłem też „Zaczarowany Ołówek”, byłem nim zafascynowany. I „Pszczółkę Maję”.

Siedem razy byłem w kinie na "Imperium kontratakuje"

"Super Express": Dziś prawie wszyscy mają w domu po kilka ekranów, ale pamięta pan sytuacje, w których ludzie zasiadali w święta i była kłótnia, który kanał włączyć.

Andrzej Duda: Bywało i u nas.

- Niech pan sobie wyobrazi, że dziś też jest jeden. I żelazny zestaw świąteczny: „Kevin sam w domu”, „Szklana pułapka” i „Potop”. Co pan wybiera?

- „Szklana pułapka”. Bo lubię.

- Inne filmy, które pan lubi?

- Z dzieciństwa „Siedmiu wspaniałych” i „Rio Bravo”. „Pan Samochodzik”, serial o Tolku Bananie. Nieco później cały cykl „Obcego” zaczynając od Ridleya Scotta. Oczywiście pierwsza seria „Gwiezdnych Wojen”, ta z lat 70 i 80.

- Ile razy był pan w kinie na „Imperium kontratakuje”?

- Chyba siedem.

- Ja siedemnaście. Rekord szkoły wynosił ponad sześćdziesiąt!

- U mnie w szkole takie rekordy bili przy „Wejściu smoka” z Brucem Lee. Słyszałem o chłopaku, który oglądał to osiemdziesiąt razy.

- Rany boskie, dziś nie przetrwałbym ani jednego. Po „Wejściu smoka” zapisał się pan na sztuki walki?

- Oczywiście! Miałem krótki epizod judo. Dość szybko mi wytłumaczyli, że kariery w tym nie zrobię, byłem trochę za wysoki. Zdążyłem jednak odbyć pięć walk. Wygrałem jedną.

- Jednym z dylematów podstawówek z tamtych czasów było pytanie: Schwarzenegger czy Stallone. U mnie w szkole trzecia część chłopców szła do bierzmowania z szarfą z imieniem „Arnold”.

- U mnie nie było to aż tak ważne, ale wolałem Stallone. Rambo. Im się było starszym, tym te fascynacje były dojrzalsze. „Miś” i filmy Barei. „Vabank”, „Seksmisja”. A gdy byłem starszy to „Ziemia obiecana”. Z zagranicznych pierwszy i drugi „Ojciec chrzestny”, „Pluton”, „Full Metal Jacket” oraz „Dawno temu w Ameryce”.

- Książki, które pana ukształtowały?

- Jako dziecko „Chłopcy z Placu Broni”. Później mnóstwo książek i wspomnień z czasów Powstania Warszawskiego. To była fascynacja. Jako 13-14-letni chłopak rzuciłem się na Tolkiena. Zarówno „Hobbit” jak i „Władca Pierścieni”. W moim kręgu obowiązkowe. W liceum raczej Milan Kundera, „Nieznośna lekkość bytu”. I muszę powiedzieć, że z przyjemnością przeczytałem Trylogię Sienkiewicza, choć od lektur szkolnych się stroniło.

- A w ostatnich latach?

- Czytam głównie zawodowo. Biografie, o polityce... Lubię jednak kryminały i fantazje oparte częściowo na historii. Na przykład książki pani Cherezińskiej. Kiedyś, z tego samego powodu powieści Bunscha. Czasy Piastów itd. Przeczytałem też z zachwytem całego „Wiedźmina” Sapkowskiego. Rewelacja.

- Wśród młodych ludzi, rolę dawnych powieści pełnią dziś seriale.

- Wiem. Wprowadziła mnie w ten świat córka. I lubię, kiedy ludzie oglądają je w oryginale, ewentualnie z napisami, jest w tym wartość nauki języka. W innej sytuacji byłoby mi szkoda czasu. Wolę jednak czytać, niż oglądać.

- Lata 80 to także pierwsze komputery.

- Duże komputery znałem z pracy mojego taty, który był automatykiem w AGH. Pierwszy mikrokomputer miał kolega, ZX Spectrum. Później Commodore. I oczywiście graliśmy... Pierwsza gra w która grałem to było odbijanie piłeczki o znikającą ściankę.

- „Arcanoid”!

- Możliwe. Pamiętam grę z lotem statkiem, w prawo, jakimiś tunelami. Z późniejszych czasów pamiętam grę „Prince”.

- Piratował pan? Wtedy to było legalne, można się przyznać.

- Różnie bywało. Choć nie grałem aż tak dużo jak inni. Miałem poczucie, że szkoda mi czasu.

Rozmawiał Mirosław Skowron

[Całość wywiadu z Andrzejem Dudą w papierowym wydaniu "Super Expressu"]