Andrzej Arendarski: Niech pokaże dowody

2014-04-29 4:00

O kulisach finansowania partii Donalda Tuska mówią jej założyciele.

"Super Express": - Był pan współzałożycielem Kongresu Liberalno-Demokratycznego i bardzo wpływową postacią tej formacji. Jak pan odnosi się do rewelacji Pawła Piskorskiego na temat finansowania KLD przez niemieckich chadeków z CDU?

Andrzej Arendarski: - Co prawda byliśmy z Pawłem Piskorskim w jednej partii, ale jakoś nie zauważyłem tych bogactw, w które, jego zdaniem, mieliśmy opływać. Wiele swojej ówczesnej działalności zrealizowałem za własne pieniądze. Po Polsce jeździło się własnym samochodem i to wcale nie luksusowym, ale małym fiatem. To był nasz standard. Niektórzy z nas bardzo cienko przędli, dlatego to, co teraz mówi Paweł Piskorski, to jakieś rewelacje.

- Słyszał coś pan na temat finansowego wsparcia ze strony CDU?

- Nic na ten temat nie słyszałem. Owszem, zapraszali nas do siebie na różne szkolenia - oczywiście finansowali nasz pobyt, płacąc za hotel czy wyżywienie. Natomiast pierwsze słyszę, żeby przywożono gotówkę od nich.

- Nie zauważył pan nagłego bogactwa KLD na kontach?

- W ogóle nie zauważyłem, żebyśmy tarzali się w bogactwie. Było raczej skromnie. Pieniądze na fundusz wyborczy się ciułało. Oczywiście, byli sponsorzy.

- Widział pan partyjnych kolegów, którzy w reklamówkach nosili do kantorów niemieckie marki?

- Żadnych postrzępionych marek w siatkach nie widziałem.

- To czemu Paweł Piskorski o tym mówi?

- Być może chodzi o to, że ma stare porachunki z Janem Krzysztofem Bieleckim i Donaldem Tuskiem. W pewnym momencie się go bowiem pozbyli. Uważam jednak, że jeśli nie przedstawi żadnych dowodów na poparcie swoich tez, to Bielecki i Tusk powinni mu wytoczyć proces o zniesławienie.

- Myśli pan, że i Bielecki, i Tusk powinni się cieszyć, że o rzekomym wsparciu finansowym ze strony CDU mówi właśnie Paweł Piskorski, a nie ktoś inny ze środowiska KLD? Piskorski ze względu na swoją niejasną przeszłość polityczną i przypisywane mu afery nie budzi szczególnego zaufania społecznego.

- Nie lubię, kiedy ktoś w taki sposób mówi o swoich dawnych kolegach. To także moi koledzy i do głowy by mi nie przyszło, żeby bez dowodów w ręku mówić o nich coś takiego. Wydaje mi się, że to, co robi teraz Paweł Piskorski, jest spowodowane okresem wyborczym i tym, że kandyduje w wyborach do PE. Osiągnął chyba to, o co mu chodziło, ponieważ wszyscy teraz o nim mówią.