Nawet Paweł Kukiz (55 l.), były już szef Andruszkiewicza (przeszedł do koła Wolni i Solidarni – red.) przyznał, że sprawa nadaje się do prokuratury. - Przepraszam przy okazji, że Andruszkiewicza wpisałem na listy ruchu Kukiz – powiedział nam niedawno rockman. Trudno się dziwić oburzeniu muzyka, skoro białostocki poseł nie ma samochodu, nie chwali się prawem jazdy, ani nawet nie pokazał umowy użyczenia auta. Oficjalnie Andruszkiewicz zapewnia jednak, że ona istnieje. Tylko nikt jej nie widział...
- Samochód mam w formie użyczenia – mówi Andruszkiewicz. I robi z siebie kozła ofiarnego! - Z ryczałtu korzystają wszyscy, ale tylko mnie zaatakowano – żali się parlamentarzysta. PAP-owi mówi, że zrobiono z niego "czarnego luda". Do tego wymyślił sposób na odkupienie swoich win. Jak twierdzi, "poważnie rozważa" zgłoszenie inicjatywy ustawodawczej likwidującej kilometrówkę, z której tak chętnie korzystał do tej pory.
Pewnie dlatego, w najnowszej rozmowie z PAP, Paweł Kukiz podtrzymuje swoje zdanie. Podkreśla jednak, że ewentualne pociągnięcie posła do odpowiedzialności karnej wiążę się z pozbawieniem go immunitetu. A to mało prawdopodobne. - PiS chroni swoich posłów, czy posłów im sprzyjających, więc tutaj się nie łudzę, żeby Andruszkiewicza ruszono – zawyrykował muzyk.
Po stronie posła WiS stanęło za to Centrum Informacyjne Sejmu. Urzędnicy od marszałka Marka Kuchcińskiego (PiS) przekonują, że poseł pobierający kilometrówki nie musi mieć ani auta, ani prawa jazdy. W rozmowie z PAP, CIS podaje: "poseł nie musi także posiadać prawa jazdy, ponieważ przejazdy mogą być dokonywane samochodem kierowanym przez inną osobę". - Skoro piszą, że poseł może tak robić, to nie wykazują żadnej woli zbadania tej sprawy – podsumowuje gorzko Kukiz.