Sejmowa plotka głosi, że słynny barek został zamknięty, bo posłowie zachowywali się za głośno. Raz ktoś krzyknął, innym razem zaśpiewał. Spotkania miały być też mocno zakrapiane. Podobno w latach koalicji PiS-Samoobrona-Liga Polskich Rodzin przybytek został zamknięty na prośbę Donalda Tuska (62 l.), który miał pokój w pobliżu. Jak dowiedział się „Super Express”, śpiewy okazały się do zniesienia. Gorzej, gdy na miejscu pojawiły się prostytutki.
– Trzech posłów z różnych partii sobie wypiło. Dobrze spici ruszyli z sejmowego hotelu do agencji towarzyskiej. Na miejscu poprosili o herbatę, a kiedy otrzeźwieli, chcieli ratować się ucieczką – mówi nam jeden z posłów, który widział wiele imprez przy Wiejskiej. – Sęk w tym, że zapłacili wcześniej za usługę. Panie uznały, że ich firma jest porządna: pieniądze wpłacono, więc usługę trzeba było wykonać – ciągnie opowieść nasz rozmówca. Zdradza, że draka zaczęła się, kiedy panie przyjechały na Wiejską, a interweniować musiała Straż Marszałkowska.
Nawet zamknięcie całodobowego barku nie pomogło. Posłowie jak piją, tak pili. Najczęściej w pokojach lub przy słynnym sejmowym drink barze „Za kratą”. – Dawniej posłowie mogli coś tam załatwić ludziom, przychodziło kupę interesantów. Zanim polityk zszedł, pito drinki – objaśnia sejmowy bywalec. – Przychodził, załatwiał sprawę lub nie. Obecnie trzeba jeździć na Nowogrodzką, żeby cokolwiek załatwić. Posłowie są do niczego, to i wypić więcej muszą – puentuje.