Aleksander Kwaśniewski

i

Autor: Tomasz Gola/Super Express Aleksander Kwaśniewski

Aleksander Kwaśniewski o zaprzysiężeniu Dudy: Daję prezydentowi niewielki kredyt zaufania

2020-08-07 8:03

Bojkot jest złą tradycją. Powinniśmy jednak niezależnie od różnicy zdań, wybory uszanować. Także ze względu na ciągłość państwa polskiego. Pamiętam to, co działo się wokół zaprzysiężenia z 1995 roku. I dlatego uznałem, że należy z szacunku dla wyborców i ciągłości państwa przyjść na zaprzysiężenie obecnego prezydenta - mówi Aleksander Kwaśniewski, prezydent RP w latach 1995 - 2005.

„Super Express”: – Prezydent RP Andrzej Duda został zaprzysiężony na drugą kadencję. Będzie to drugi, po panu prezydent, wybrany na kolejne pięć lat. Złożył przysięgę, wygłosił orędzie. Jak pan je ocenia?

Aleksander Kwaśniewski: – Bez zaskoczeń, bez rewelacji. Tyle.

– Prezydent zapowiedział jednak, że będzie współpracował z wieloma środowiskami, że chce budowania kompromisu, ponad podziałami. Że dziękuje też swoim konkurentom, że spór w demokracji jest oczywisty, ale będzie też dążył do obniżenia temperatury tego sporu. Jak ocenia pan te zapowiedzi?

– Ale ja podobne zapowiedzi słyszałem pięć lat temu. Jak wyglądała praktyka wiemy wszyscy. Daję prezydentowi niewielki kredyt zaufania, będę czekał, czy za zapowiedziami Andrzeja Dudy pójdą czyny. Bo słowa, to tylko słowa – one dobrze brzmią, zobaczymy, jakie pójdzie za nimi działanie.

– Jednak to prezydent ma możliwości, by taki dialog prowadzić?

– Prezydent oczywiście dysponuje rozmaitymi instrumentami, by dialog podjąć, by rozmawiać ze środowiskami innymi niż swoje. Gdy faktycznie prezydent będzie to robił, będziemy mogli powiedzieć, że coś się zmienia. A jeśli nie, to będzie jak do tej pory, że słowa pójdą w jedną stronę, a działania w drugą.

– Pan przyszedł na zaprzysiężenie Andrzeja Dudy. A wielu polityków opozycji, w tym byli prezydenci, czy prezydent Warszawy, główny rywal Andrzeja Dudy, zaprzysiężenie to zbojkotowało. Dlaczego pan zdecydował się wziąć w nim udział?

– Z trzech powodów. Po pierwsze – chodziło o szacunek do państwa polskiego, którego prezydent był zaprzysiężany. Po drugie – przyszedłem na zaprzysiężenie z szacunku do urzędu prezydenta RP – sam byłem prezydentem dziesięć lat, wiem jak ważna jest pozycja głowy państwa w polskim systemie politycznym. Po trzecie – przyszedłem na posiedzenie Zgromadzenia Narodowego z uwagi na szacunek do wyborców, którzy w głosowaniu wzięli udział. Zarówno dla wyborców Andrzeja Dudy, jak i Rafała Trzaskowskiego i pozostałych kandydatów. Wyborcy zagłosowali, to jest ważne. W związku z tym głosy te trzeba uszanować. Nie można twierdzić, że wyborów tych nie było. One się odbyły.

– A te argumenty części opozycji, że wybory były nieuczciwe?

– One miały rozliczne wady. Największą było to, że cały aparat państwowy został zaangażowany po stronie urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy. Szczególnie media publiczne działały w interesie jednego kandydata. To przejdzie do historii. Ale jednocześnie wybory się odbyły, ludzie wzięli w nich udział, a Sąd Najwyższy uznał ich ważność. Nie można tego kwestionować.

– Sąd Najwyższy uznawał też ważność pana wyboru w 1995 roku. Wtedy też część środowisk kwestionowała wynik głosowania, a wielu polityków, w tym ustępujący prezydent Lech Wałęsa nie przyszło na zaprzysiężenie. Czy to, co się działo wczoraj nie przypomina sytuacji sprzed 25 lat?

– Oczywiście, że przypomina mi tamtą sytuację. To jest kolejny powód, dla którego przyszedłem na zaprzysiężenie Andrzeja Dudy. Uważam po prostu, że bojkot jest złą tradycją. Powinniśmy jednak niezależnie od różnicy zdań, wybory uszanować. Także ze względu na ciągłość państwa polskiego. Pamiętam to, co działo się wokół zaprzysiężenia z 1995 roku. I dlatego uznałem, że należy z szacunku dla wyborców i ciągłości państwa przyjść na zaprzysiężenie obecnego prezydenta. A co do zapowiedzi o dialogu – zobaczymy, czy będą realizowane.

Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj