Łukasz Mejza - konferencja prasowa
Nadszedł dzień, na który oczekiwało wielu obserwatorów życia politycznego. Łukasz Mejza po mnóstwie publikacji poddających wątpliwości jego uczciwość zdecydował się na zorganizowanie konferencji prasowej, aby jak sam mówił "bronić swojego imienia". Wyszło jednak jeszcze gorzej, a wszelkie wytłumaczenia i używanie dość mało wyszukanego słownictwa raczej nie pomogły sekretarzowi stanu w obronieniu swoich racji.
- Przez ostatnie dni mamy do czynienia z największym atakiem politycznym po 1989 r. Atakiem na Zjednoczoną Prawicę i większość rządową. Atakiem bezpardonowym i bez precedensu - rozpoczął swoją wypowiedź. Dodatkowo nie widział dziennikarstwa w artykułach o swojej działalności, a hejt i zamach na jego osobę.
Polecany artykuł:
- Atak medialny, nakręcenie spirali nienawiści, tej fali hejtu ma na celu zniszczenie mnie psychiczne, tak żebym miał dość polityki i z niej zrezygnował. Abym zrezygnował z bycia posłem na Sejm RP. Jeżeli zrezygnuję, to w moje miejsce wejdzie poseł opozycyjny. Wtedy opozycja uzyska większość i wywoła kryzys parlamentarny - tłumaczył się. Na konferencję przyszedł także przyjaciel wiceministra sportu Łukasz Guzowski, który twierdził, że leczenie mu zaoferowane uleczyło go. - Cierpi na chorobę nieuleczalną, śmiertelną. Jak widać jest dzisiaj z nami. Żyje i jest w coraz lepszej formie. Zaproponował, żeby o tej terapii opowiedzieć innym chorym, którzy potrzebują również takiego leczenia. My mieliśmy im pomóc tylko w organizacji wyjazdu - przedstawił Mejza swojego towarzysza. Później mogliśmy wysłuchać relacji Guzowskiego. Nagle z niewiadomych przyczyn cała konferencja się zakończyła, bez żadnego słowa. Łukasz Mejza wstał i zmierzał w kierunku wyjścia, wioząc swojego kolegę na wózku inwalidzkim. Milczał, unikał odpowiedzi na pytania, nie skomentował niczego, o co został zapytany. Można odnieść wrażenie, że spotkanie z mediami to był dwuosobowy performance z publicznością, którą byli dziennikarze.
Poniżej fragment "ucieczki"