„Super Express”: - Pani książka „Oskarżona Wiera Gran” wzbudza kontrowersje. Opisuje pani jej historię jako dzieje kobiety zniszczonej przez plotkę. Choć jest zdecydowanie bardziej skomplikowana...
Agata Tuszyńska: - Kiedy pierwszy raz usłyszałam o Wierze Gran, jej los kojarzył mi się ze słowem „kolaborantka”. Chciałam poznać tę postać, zastanawiałam się, co może znaczyć życie z takim piętnem w czasach getta i później. Czym zasłużyła sobie na taką opinię i los? Na jej wspomnienia trafiłam jednak długo po ich wydaniu, dopiero w latach 90.
Zdawała sobie pani sprawę, że uwagę zwróci sposób, w jaki opisała pani postać Władysława Szpilmana?
Nie rozumiem, dlaczego lektura mojej książki jest zdeterminowana postacią Szpilmana. To tylko jedna z wielu postaci, która występuje na jej łamach i w życiu Wiery Gran. Na pewno nie pierwszoplanowa...
Zapewne dlatego, że Szpilman, zwłaszcza od czasu filmu Polańskiego „Pianista” jest jednym z najbardziej rozpoznawanych Polaków na świecie.
Zapewne tak. Nie uważałam jednak za stosowne, by tylko z tego powodu usuwać go z losu i wspomnień bohaterki książki. W historii, którą mi przedstawiła, wydała w książce i nagrała na potrzeby fundacji Spielberga, człowiek znany jako „Pianista”, a potem Szpilman pełnił bardzo ważną rolę. Dziwię się, że niektórzy wymagają ode mnie cenzurowania jej słów.
W przeciwieństwie do Szpilmana Wiera Gran nie jest postacią powszechnie znaną. Po książkę o niej sięgnęłoby mało ludzi. Ale po książkę o niej, w której oskarża się Szpilmana jako kolaboranta sięgnie o wiele więcej.
Ależ to nie był mój zamysł! Mnie interesowała historia Wiery Gran, śpiewaczki, gwiazdy warszawskiego getta, którą skrzywdziły pomówienia o współpracę z gestapo. Nieudowodnione oskarżenia zdeterminowały i zniszczyły jej życie. Wyraźnie podkreślam - nie używam słowa „fałszywe”, gdyż nie mam na to wystarczających dowodów. Chciałam przywrócić światu jej historię, a przy okazji opowiedzieć o złożoności wojennych wyborów, o dramatach okresu bezustannego zagrożenia, o codziennej grze, w której stawką było życie. Rozważam różnorakie ceny przeżycia. Nie oceniam, nie wydaję wyroków. Nie wiem, jak sama zachowałabym się na miejscu zamkniętych w getcie ludzi. Moja mama tam była i jej mama. Próbuję rozumieć, rozumieć wojenny lęk i słabość, walkę i chęć ocalenia za wszelka cenę. Staram się również rozumieć pookupacyjną konieczność oczyszczania się, przerzucania winy na innych, szukania kozła ofiarnego. Wiera Gran idealnie nadawała się do takiej roli. Rozmawiałam z wieloma świadkami jej życia. Marceli Reich Ranicki i Stefania Grodzieńska brali udział w przywoływaniu jej postaci. Pamięć innych rekonstruowałam z dokumentów, zapisów, relacji. Starałam się być im wierna i sprawiedliwa. Wiem, że trudno rezygnować z biało czarnej wizji historii, ciężko zaakceptować rysy na obliczach ofiar, jakby śmierć naznaczała ich bohaterstwem.
Andrzej Szpilman mówi, że pomówiła pani jego ojca. Celowo nie przytoczyła powszechnie znanych dokumentów. Zarzutów wobec książki jest więcej...
Celowo nie przytoczyłam? To bzdura! O innych zarzutach chętnie porozmawiam w rzetelnej, merytorycznej dyskusji. Wyrosłam z czasów, kiedy chciałam się podobać wszystkim. Ale manipulację zarzucają mi dotychczas jedynie ci, którzy sami manipulują moim tekstem i świadomie przeinaczają moje intencje. Zachęcam do lektury książki, a nie jej wyimków przyprawionych szczególnie trującym sosem nienawiści i bojaźni. Szpilman nie jest tu pierwszoplanową postacią, nie o niego chodzi, choć trudno ukryć, że występowali z Wierą Gran w tej samej kawiarni w getcie przez półtora roku i jako jedyni ocaleli. Zarzut, że moim celem było obalenie pomnika Szpilmana jest śmieszny. „Bohaterem” stał się przypadkiem. Dzięki Romanowi Polańskiemu wyrósł na symbol przetrwania, i świetnie, ale czy to znaczy, że nie wolno dotknąć go „nieświętym” słowem?
Wiem, wyobraźnia masowa potrzebuje Szpilmanów i Schindlerów, bezpieczniej jej w jednoznacznościach i sloganach usiłujących nadać owej strasznej zbrodni sens. Ale to nie jest jedyna prawda o TAMTYM.
Gran opisuje Szpilmana jako kolaboranta, przyłapanego na ciągnięciu za włosy żydowską kobietę. Trudno to dobrze odbierać. Historycy nigdy nie pisali o ciemnych stronach Szpilmana w czasie wojny. Nie ma też na ten temat żadnych dokumentów.
Nie ma dowodów. Piszę o tym. Jak i o tym, że istniała możliwość, że słowa Wiery Gran nie są jej wymysłem. Po raz pierwszy powiedziała o tym mając 64 lata. Wtedy na pewno nie była szalona. I przyznam, że nie wiem, co miałabym z tą informacją zrobić. Dlaczego miałabym jej nie publikować?
Może dlatego, że jest nieprawdziwa?
A skąd ma Pan tę pewność!!? Pracowałam nad książką ponad cztery lata i nie jestem w stanie niczego przesądzić. Przyznaję, że nie mam żadnych dowodów na to, że jej opinie są prawdziwe. Cytuję jej słowa. Mam wiele krytycyzmu wobec jej relacji. A informacje o Szpilmanie potwierdzała nie tylko w rozmowach ze mną. I skoro wracała do pewnych rzeczy wielokrotnie, uznałam za stosowne je przytoczyć.Nie wiem, co zaszło w getcie między nimi, że po wojnie dzieliła ich niechęć, a nawet nienawiść. Władysław Szpilman usunął ze swoich wspomnień Wierę Gran. Ciekawa byłam, dlaczego.
Pani książka stawia też w złym świetle Marka Edelmana. Opisuje go jako człowieka, który zeznawał przeciwko Wierze Gran przyczyniając się do zniszczenia jej życia. A gdy pani przyniosła mu dokumenty z IPN przyznał, że zeznał nieprawdę i wzruszył tylko ramionami. Po 1989 roku mógł je wielokrotnie sprostować.
Zdumiewa mnie taka interpretacja słów Marka Edelmana. Istotnie zeznał przeciwko niej raz, tuż po wojnie i nigdy więcej oskarżeń nie powtórzył. Nie interesował go jej los, nie przyłączył się do „sztafety oszczerców”. Ale odnalazłam ten dokument i co… miałam go pominąć? Edelman jest postacią godną najwyższego szacunku. W moich oczach nie pomniejsza go to, że w pewnej chwili zawiódł. Może nie umiem zrozumieć atmosfery powojennych lat. Może oskarżania innych były wówczas na porządku dziennym i nie należy przywiązywać do nich wielkiej wagi? Uważałam, że powinnam skonfrontować zeznania Edelmana przeciwko Gran, jakkolwiek było to dla mnie trudne.
Pani książce też zarzuca się żerowanie na znanej postaci.
Biedni ci, którzy to sugerują. A czy aby wiedzą, co mówią? Uchylam się od komentarza. W przeciwieństwie do Domosławskiego napisałam książkę o postaci mało znanej. Jedyne o co mi chodziło to wskrzesić jej sprawę, opowiedzieć historię, która wydaje mi się bardzo pouczająca i współczesna zarazem. Historię o tym, jak słowo może zabić. Oddałam głos Wierze Gran i sprawiłam, że stał się słyszalny. Pokazałam kogoś, kto za przeżycie zapłacił straszliwą cenę. Staram się zrozumieć, dlaczego dziś, po ponad pół wieku także nie wolno o tym mówić, i ciągle znajdują się tacy, którzy chcą Wierę zakneblować po raz kolejny. Co takiego zrobiła? Lub co takiego wiedziała, co ni pozwala nam dziś spokojnie o tym mówić, co powoduje wrzask i obelgi w miejsce pokory i zadumy. Może ktoś mi na to odpowie?