Jerzy Owsiak wpadł w popłoch w piątek wieczorem. Było już po 23:00, gdy Owsiak pojawił się na scenie festiwalu Pol'and'Rock i poprosił o uwagę. Jak mówił miał do przekazania ważny komunikat. Co się stało? Owsiak powiedział, że dostał telefon od zachodniopomorskiego wojewody, czyli wojewody miejsca, w którym trwa festiwal. Szef WOŚP przytoczył treść rozmowy, która nim wstrząsnęła: - "Przed chwilą rozmawiałem z panem wojewodą tego województwa. Myślałem, że mi chce pogratulować. A pan wojewoda zapytał, dlaczego padają takie bluzgi i dlaczego nie reagujemy". Po czym dodał: "Panie wojewodo, tu jest festiwal. Chce mi pan ten festiwal reżyserować, chce mi pan go tworzyć?! To my go tworzymy, nie pan. To my decydujemy, co się tu będzie działo. On na to: "Ale tutaj lecą bluzgi". Na co mu powiedziałem jeszcze jedno zdanie: "To jest zły telefon". I skończyłem rozmowę".
Owsiak zwrócił się też do wspomnianego wojewody: - "Panie wojewodo, nie będzie pan tworzył tego festiwalu swoimi opcjami religijnymi czy politycznymi. To my, WOŚP, ten festiwal tworzymy. Nie pan będzie mówił, o czym mają śpiewać artyści i co będzie krzyczeć publiczność. Ja nie wchodzę w pana podwórko, więc proszę pozostawić ten festiwal nam".
Jeśli taki telefon miał miejsce, to co mogło go wywołać? Okazuje się, że faktycznie w czasie festiwalu padły wulgarne słowa, np. takie hasło skandowane przez tłum: "J*** PiS". Tłum wołał tak w czasie otwarcia imprezy.
Będą podwyżki dla prezydenta i samorządowców?! Terlecki się wygadał