"Super Express": - Jak ocenia pani publikację tygodnika "Wprost" na temat Kamila Durczoka?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: - Niestety, nie najlepiej. Uważam, że w gruncie rzeczy nie jest jasne, co ta publikacja miała dowieść, poza faktem, że pan Kamil Durczok się źle prowadzi. Pozostałe rzeczy były bardzo dziwne i wątpliwe.
- Krytycy publikacji podnoszą argument, że od czasu opuszczenia mieszkania przez Durczoka do pojawienia się w nim dziennikarzy minęło kilka tygodni. W tym czasie podrzucić można tam wszystko?
- Właśnie. Nie wiadomo, co się przez te kilka tygodni działo, kto w mieszkaniu w tym czasie przebywał, co tam zostawił. Oczywiście publikacja prasowa nie ma udowodnić czegoś ponad wszelką wątpliwość. To zadanie sądu. Ale publikacja musi wzbudzić uzasadnione wątpliwości. Tu, na ile wątpliwości są uzasadnione, pozostaje sprawą otwartą.
Nie przesądzam, że wszystko w tym tekście jest nieprawdziwe. Znam Michała Majewskiego i cenię jako dziennikarza. Być może te informacje są prawdziwe, być może prawdziwa jest jedynie ich część. Mam jednak wiele podejrzeń, że to może być nieprawda.
Zobacz też: Wiesław Gałązka o sprawie Durczoka: Nie lubię mówić na obrzydliwe tematy.
- Autorzy twierdzą, że publikacja dotycząca prywatnego życia szefa najważniejszego programu informacyjnego w każdym kraju trafiłaby na czołówki gazet.
- Zgadzam się, trafiłaby. Pytanie tylko, kto się w czym specjalizuje. Istnieje specjalizacja medialna pt. tabloid, np. "Super Express". Tu zajmowanie się wywlekaniem pewnych brudów z życia prywatnego publicznych osób jest czymś normalnym. A istnienie takich mediów spełnia istotną rolę społeczną. Problem w tym, aby sprzątając śmieci, faktycznie je sprzątać, a nie nawieźć ich komuś na posesję. Po drugie - tygodnik też może być tabloidem. Ale niech nie udaje poważnego tygodnika opinii.
- Zgadza się pani, że tak jak Putin uprawia wojnę hybrydową, tak "Wprost" wynalazł hybrydowe dziennikarstwo?
- Bez przesady. Zdarzały się już różne medialne wpadki. Swego czasu "Gazeta Wyborcza" publikowała paskudne przypuszczenia wobec śp. Janusza Kurtyki. Źdźbło w oku bliźniego dostrzegamy, a belki we własnym nie. Jeśli chodzi o media, prawie każde ma w swojej historii jakiś większy bądź mniejszy kit. Udawanie świętych nie wydaje mi się właściwe i dotyczy to wszystkich. Łącznie z gazetami, które uważają się za bardzo poważne.
- A co było największą porażką w przypadku samej publikacji "Wprost"?
- Wątpliwości budzi choćby fakt, że Kamil Durczok miał połamać karty sim, a jednocześnie zostawił w pokoju biały proszek. Oczywiście - teoretycznie jest możliwe, że ktoś w jakimś narkotycznym transie zacierając ślady, zapomina o znajdującym się na stole najważniejszym dowodzie rzeczowym. Ale prawdopodobieństwo takie jest bardzo małe. Poza tym nie bardzo rozumiem, dlaczego, skoro czynszu nie płaciła prywatna firma, właściciel mieszkania zajął się nie właścicielką firmy, ale pracownicą z lokalu korzystającą. Tych wątpliwości jest wiele.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail