Ten biznes nie różni się dziś wiele od osiemnastowiecznych właścicieli ziemskich czy dwudziestowiecznych nafciarzy. W czasach, kiedy internet dopiero raczkował, Facebook czy Google faktycznie były innowacyjne. Wtedy opanowały ważne dziedziny życia i zdobyły w nich monopol. Teraz nie mają już specjalnej motywacji, żeby iść do przodu. Wyciągają po prostu ze swojej pozycji tyle, ile tylko się da.
Korporacje internetowe obiecywały rewolucję. Faktycznie, rewolucja się dokonała. Kłopot w tym, że jej owocem są monopole.
Facebook to narzędzie komunikacji. Z serwisu korzysta grubo ponad dwa miliardy ludzi. Na tym polega jego użyteczność i przewaga nad konkurencją. Nikt nie porzuci Facebooka ze względu na jakość usług czy podejrzane rzeczy, które firma robi z naszymi danymi. Zlikwidowanie konta oznacza brak kontaktu ze znajomymi, a dla firm - utratę klientów. Wszyscy jesteśmy w pewnym sensie zakładnikami tej korporacji.
Podobny mechanizm dotyczy Google czy Amazona. Kiedyś takie monopole nacjonalizowano albo rozbijano, dzielono na mniejsze firmy. Z bliżej niesprecyzowanych przyczyn ciągle nie robimy tego wobec nowych, cyfrowych gigantów.
Na domiar złego te firmy praktycznie nie płacą podatków. To korporacje amerykańskie, więc na ich dominacji traci cała Europa. Dlatego w wielu krajach rządy pracują nad przebudową systemu podatkowego. Chodzi o wprowadzenie specjalnego podatku od platform cyfrowych.
Takie prace trwały też w Polsce. Trwały, trwały - i temat zniknął. Wystarczyła krótka wizyta wiceprezydenta USA, żeby PiS położył uszy po sobie. Rząd grzecznie wykonał polecenia z amerykańskiej ambasady i wycofał się z podatku cyfrowego. Efekt jest taki, że wielkie pieniądze, zamiast na cele społeczne, trafią na konta korporacji.
Lewica wróci do tej sprawy w nowym parlamencie. Jeśli rząd się nie opamięta, złożymy w tej sprawie projekt ustawy. Polscy pracownicy płacą podatki. Płacą je także małe, polskie firmy. Nie widzimy powodu, żeby zwalniać z tego obowiązku amerykańskich gigantów.