W tym, że się spieramy, nie ma niczego niewłaściwego. Istotą demokracji jest spór. Narodowa jedność, z której nikt się nie wyłamuje, występuje tylko w Korei Północnej. Nie będziemy się ze sobą zgadzać. Będziemy czuć gniew, ostro się krytykować i wkurzać na siebie nawzajem. I w tym także nie ma niczego niewłaściwego. Ale polityczny spór musi mieć granice, inaczej zamienia się w wojnę domową. Te granice w Polsce przekroczyliśmy.
Lubimy mówić, że to dzięki zbiorowej mądrości w 1989 roku nie polała się krew. Że nie powyrzynaliśmy się, bo byliśmy odpowiedzialni. Muszę przyznać, że coraz mniej w to wierzę. W wolnej Polsce sami zamieniliśmy politykę w wojnę Dobrych ze Złymi. Tę groźną iluzję napędza niewypowiedziane marzenie: unicestwić wroga.
Na takiej wojnie nie miejsca na wątpliwości, z biegiem czasu puszczają więc kolejne hamulce. Można odczłowieczać, tolerować wezwania do przemocy. Świetnie odnalazły się w tym media. Nie tylko “tożsamościowe”, nie tylko te, które zamieniły się w szczujnię. Także te, w których biznes opiera się po prostu na podgrzewaniu niszczących emocji. Miliony ludzi codziennie słyszą tam, że zbliżamy się do ostatecznej bitwy. Że już za chwilę, za moment, ktoś zostanie ostatecznie pokonany.
To się nie stanie. Czy tego chcemy, czy nie, będziemy żyć w tym samym państwie. “Oni” nie znikną. Czas pozbyć się tego marzenia. Inaczej wszyscy będziemy tylko coraz bardziej poobijani.
Nie potrzebujemy sztucznego pojednania. Braterski uścisk nie jest dziś ani możliwy, ani potrzebny. Potrzebujemy natomiast ucywilizować spór polityczny. Wykluczyć groźby przemocy, w tym zabójstwa. Skończyć z opowieściami o dorzynaniu watahy, o zdrajcach, o śmierci, która czeka wrogów ojczyzny. Uciszyć w swoich szeregach tych, którzy sami nie potrafią się kontrolować. Tylko tyle, i aż tyle.
Atom czy węgiel? Bliżej Europy czy bliżej Ameryki? Konserwatyzm czy świeckie państwo? Wolny rynek czy więcej socjalu? Spierajmy się, choćby i gorąco. Jest o co. Ale naprawdę możemy to robić jak ludzie.