"Super Express": - Kim dla polskiego Kościoła był kardynał Józef Glemp?
Abp Tadeusz Gocłowski: - Życie kardynała to długi piękny czas, który przypadł na niezwykłe wydarzenia dla Kościoła i Polaków. Brał w tym wszystkim udział jako człowiek i kapłan. Był świetnie do tego przygotowany - z jednej strony jako student w Rzymie był świadkiem Soboru Watykańskiego II, potem przeszedł wspaniałą szkołę człowieczeństwa i kapłaństwa u boku prymasa Wyszyńskiego. To wszystko procentowało, kiedy na jego barki spadło przewodzenie polskiemu Kościołowi.
- I to w niełatwych dla samego Kościoła i dla Polski czasach - dyktatury Jaruzelskiego i jego junty wojskowej.
- To faktycznie nie były łatwe czasy. Jako prymas zaczynał swoją posługę pod koniec karnawału Solidarności i w początkach stanu wojennego. Wszyscy pamiętamy, że jego ówczesne wypowiedzi były bardzo różnie komentowane.
- Jego wezwania do spokoju społecznego spotkały się z ostrą krytyką ludzi Solidarności. Nie brakowało opinii, że prymas wspiera władzę ludową.
- Tak jest. Ale wypowiadając takie a nie inne słowa miał na względzie nadrzędną sprawę. Była to troska o naród, który stanął w obliczu straszliwego niebezpieczeństwa. Przecież wydarzenia w kopalni "Wujek" to nie były żarty. Księdzu prymasowi chodziło o to, żeby ochronić Polaków przed dalszymi dramatami. On nie zapominał, że prymas zawsze był interrexem, czyli kimś, kto czuje odpowiedzialność za sprawy narodu.
- Czy prymas miał w tamtym czasie inne wyjście? Mógł głosić coś innego, niż wzywać do stonowania nastrojów? Wielu twierdzi, że tak...
- Kardynał Glemp uważnie śledził, co działo się w roku 1980 w Polsce. Wspierał działalność Solidarności, ale jednocześnie widział ostatnie miesiące przed wprowadzeniem stanu wojennego. Wiedział, w jak złym kierunku idą sprawy. Dlatego przygotowywał się ze swoją reakcją. W mojej opinii była ona bardzo adekwatna do sytuacji, która się wytworzyła. Tym bardziej że prymas miał fantastyczne oparcie w Janie Pawle II, który podobnie oceniał zjawiska polityczno-społeczne w Polsce.
- Kardynał Glemp radził się papieża, jak Kościół ma przetrwać w schyłkowym, jak się okazało, komunizmie? Wspólnie podejmowali decyzje?
- Na pewno pośredniczył w tym ks. abp Bronisław Dąbrowski. To on częściej kontaktował się z papieżem, ale zwoził też do Watykanu sugestie, które wypracowywał wspólnie z kardynałem Glempem.
- Jak prymas odnajdował się w roli nie tylko kapłana, ale także polityka, którym musiał się stać?
- Już wspomnieliśmy, że kardynał Glemp wywodził się ze znakomitej szkoły prymasa Wyszyńskiego. Dlatego wiedział doskonale, gdzie trzeba pójść, żeby znaleźć dobre rozwiązanie dla określonej sytuacji, w której znajdował się Kościół i społeczeństwo. Jednocześnie zdawał sobie jednak sprawę, której granicy przekroczyć nie można. Kardynał Glemp stosował więc dokładnie tę samą metodę co jego wielki poprzednik - ani kroku dalej, gdy chodzi o istotne dobra Kościoła w wymiarze etycznym, instytucjonalnym i dogmatycznym.
- Z polityki kardynała Glempa wynikał też słynny spór prymasa z ks. Popiełuszką, za który był niezwykle krytykowany.
- Był, ale sam podkreślał, że z jednej strony widział to całe dobro, które Popiełuszko podejmował - zwłaszcza kontakty z Hutą Warszawa i robotnikami ze stolicy. Z drugiej strony pasterska troska o kapłana nakładała na kardynała Glempa pewien rygor, jeśli chodzi o pilnowanie bezpieczeństwa Popiełuszki. Widać było jednak ból w prymasie, że być może przesadził w trosce o ks. Jerzego i mógł nie dostrzec tego, co jest istotne dla wielkiego ruchu, który reprezentował.
- Trzeba uczciwie przyznać, że w pewnym momencie kardynał Glemp publicznie uderzył się w pierś i przyznał, że dla ks. Popiełuszki mógł zrobić więcej.
- Tak, ten gest świadczył o wielkim formacie osoby kardynała Glempa. Nie każdy byłby w stanie przyznać się do błędu.
- Jak prymas Glemp odnalazł się po 1989 roku w zupełnie odmiennej sytuacji społeczno-politycznej?
- Wszyscy byliśmy ludźmi dwóch pokoleń - z jednej strony byliśmy ludźmi epoki komunistycznej, a z drugiej, po jej upadku, weszliśmy w trudny okres przemian. Widać to zmaganie się z ostatniej książce premiera Mazowieckiego. Co prawda tak wielka odpowiedzialność za państwo i społeczeństwo nie spoczywała na barkach kardynała Glempa, ale przejście od systemu totalitarnego do demokracji nie było łatwe także dla niego.
- Trudno było przejść od relacji z władzą komunistyczną do relacji z władzą wybraną demokratycznie?
- Pracowałem w Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu i miałem okazję śledzić zachowanie prymasa i jego ocenę zachodzących zmian. Pamiętam, że wykazywał się wtedy ogromną roztropnością. Dużo uwagi i sił poświęcił wypracowaniu konkordatu i ułożeniu relacji między Kościołem a państwem. Doświadczenie prymasa i intelektualne przygotowanie jako prawnika pomogły w rozwiązaniu trudnych problemów, które jawiły się u zarania III RP.
- Na pewno niełatwym zadaniem dla kardynała Glempa było także odnalezienie się w nowej sytuacji społecznej, która niosła ze sobą dużą i nagłą liberalizację obyczajowości.
- Kardynał Glemp był dużej klasy humanistą, więc doskonale rozumiał te procesy, ale jednocześnie wiedział też, że czym innym jest zrozumieć człowieka, a czym innym pilnować fundamentalnych zasad etycznych. W swoim zrozumieniu dla inności był więc ortodoksyjny w obronie etyki i moralności. Nie oznaczało to jednak żadnego skostnienia, ale obronę fundamentów ładu społecznego.
- Czy kardynał Glemp również w III RP okazał się sprawnym politykiem? Udało mu się w końcu przekonać polityków do racji Kościoła w kwestiach światopoglądowych.
- Jestem przekonany, że nie było większych problemów. Kardynał Glemp miał dobre kontakty ze światem polityki, szczególnie z Tadeuszem Mazowieckim. Bardzo poprawnie rozwijały się także jego relacje z prezydentem Wałęsą. Można powiedzieć, że doskonale zdał egzamin w czasach III RP.
Abp Tadeusz Gocłowski
Arcybiskup senior archidiecezji gdańskiej