Dr Jan Sowa

i

Autor: Tomasz Urbanek

Jan Sowa: PiS kontynuatorem ideologii III RP

2017-03-07 3:00

"Super Express": - Taka scena: prywatny właściciel zgodnie z nowym prawem wycina na potęgę drzewa na prywatnym terenie, choć jest on obszarem chronionym, a urzędnicy bezradnie się temu przyglądają. Po raz kolejny okazuje się, że w Polsce prywatny interes góruje nad dobrem publicznym? Jan Sowa: - Jarosław Kaczyński posługiwał się kiedyś pojęciem imposybilizmu. Mówił, że nie może być tak, iż dzieje się coś złego, a mamy prawo, które uniemożliwia jakiekolwiek przeciwstawienie się temu. Prawica twierdziła, że trzeba wzmocnić państwo, mechanizmy zbiorowego działania. Że trzeba dbać o dobro narodowe. I nawet bym się z nimi zgodził, bo po rządach liberałów, którzy stawiali wyłącznie na inicjatywę prywatną, potrzebowaliśmy takiego wzmocnienia.

- Chyba jednak nie bardzo PiS to wyszło.

- Owszem, okazało się, że cała ta walka PiS z "imposybilizmem" była jedynie trikiem retorycznym. W przypadku ochrony przyrody widać to jak na dłoni. Wzmacnianie państwa polega głównie na nadaniu nowych uprawnień służbom i niszczeniu konstytucyjnych ograniczeń dla samowoli rządu. Brakuje natomiast działań w kierunku wzmocnienia działań zbiorowych na rzecz budowy dobra wspólnego.

- Jak budować dobro wspólne, skoro minister odpowiedzialny za tę nieszczęsną ustawę uzasadniał ją dogmatem o świętym prawie własności, które, jego zdaniem, stoi ponad wszelkim innym.

- Przecież to język PO. A jeśli można było mieć jakieś nadzieje wobec PiS, to dotyczyły one przywrócenia myślenia w kategoriach dobra wspólnego czy interesu publicznego. Jest to bowiem jakiś element tradycji konserwatywnej, do której odwołuje się partia Jarosława Kaczyńskiego. Mówiąc na przykład o demografii, nie twierdzą, że to wyłącznie prywatna sprawa każdego z nas, ale wskazują na konsekwencje dla całego społeczeństwa. W innych, równie ważnych jak dzietność kwestiach, są ewidentnie niezdolni do takiego myślenia.

- Z czego to wynika?

- Z charakteru tej formacji. To partia liberalno-konserwatywna, która z obu tych tradycji czerpie to, co najgorsze. Jeśli wzmacnia państwo, to wyłącznie poprzez wzmacnianie nadzoru nad obywatelami i demontaż mechanizmów, które mają zabezpieczać prawa jednostki. Jednocześnie z liberalizmu bierze absolutną pogardę w odniesieniu do tego, co wspólne.

- Nieodrodne dzieci III RP?

- Tak, korzystają z tego wszystkiego, co III RP ideologicznie zbudowała z jej uwielbieniem dla własności prywatnej na czele. A jednocześnie udają krytyczną formację, która miałaby wprowadzić jakąś jakościową różnicę.

- Prof. Andrzej Walicki zwrócił kiedyś uwagę, że radykalny antykomunizm, który zapanował w Polsce po 1989 r., sprawił, iż na śmietnik historii wyrzuciliśmy nie tylko marksizm-leninizm, ale także całą ideę państwa opiekuńczego, którą też zapisano do stalinowskich przeżytków. Obrzydzono nam państwo i przekonywano, że tylko prywatne jest piękne i wzniosłe. Jest coś na rzeczy?

- Zgoda. Nikt tak nie pomógł ideologii liberalnej, jak Stalin ze swoim pełnym nadużyć i patologii pomysłem na prowadzenie polityki. Dzięki niemu łatwo retorycznie dezawuować wszelkie rozwiązania prospołeczne. Nie jest przypadkiem, że wszystkie kraje postkomunistyczne stały się prymusami neoliberalnej ideologii, której fundamentem jest wrogi stosunek do państwa i afirmacja tego, co prywatne. Zresztą neoliberalizm znalazł u nas sojusznika w dużo starszej tradycji samowoli szlacheckiej.

- Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie?

- Dokładnie tak. Doszło w Polsce do przypadkowej, chociaż nieszczęśliwej mieszanki obu tych zjawisk, której konsekwencje widać aż nadto wyraźnie. Jeśli popatrzymy na to, co się w ciągu ostatnich 30 lat udało, a co nie, to wszędzie tam, gdzie coś zależy od prywatnej inicjatywy na wąskim polu, to jakoś działa. Mówię tu o małych i średnich firmach, czy choćby o przydomowych ogródkach. Jeśli jednak spojrzymy na to, co wymaga wspólnego wysiłku, to mamy do czynienia z absolutną porażką. Problem polega na tym, że nie da się nowoczesnego państwa budować jedynie w oparciu o to, co prywatne. Potrzeba ogromnej przestrzeni kooperacji. Pamiętamy z lat 90., jak elity mówiły o zwykłych ludziach, że są niedostosowani do nowej rzeczywistości i nie da się z nimi budować nowoczesności. Dziś można powiedzieć, że to elity miały ten problem, bo nie potrafiły zrozumieć, że nowoczesne społeczeństwa oparte są na dobru wspólnym, działaniu zbiorowym, sieciach kooperacji i kapitale społecznym. Dlatego jako kraj znaleźliśmy się w miejscu, w którym dziś jesteśmy.

Zobacz: Leszek Miller: Bujanie w przestworzach