Na początku czerwca opisaliśmy historię Beaty Maciejun (36 l.) z Suwałk, która z mężem Józefem (60 l.) wychowuje dziewięcioro dzieci. Oboje rodzice są schorowani, a lekarze nie zgadzają się na to, aby podjęli pracę. Rodzina od lat korzystała ze wsparcia miejskiego ośrodka pomocy społecznej. Wszystko zmieniło się po wejściu w życie rządowego programu Rodzina 500 plus, z którego zgodnie z prawem otrzymują 4500 zł miesięcznie. Pani Beata na początku maja - jak zwykle co dwa miesiące - złożyła do MOPS wniosek o zasiłek na dofinansowanie opłat za mieszkanie, zakupu opału, środków czystości i wyżywienia. Do tej pory otrzymywała na te cele ok. 2000 zł. Tym razem pracownicy socjalni doliczyli do dochodu rodziny pieniądze z 500 plus i wniosek odrzucili, argumentując, że pieniądze z tego programu przy mądrym gospodarowaniu powinny rodzinie wystarczyć. - Sądziłam, że pieniądze z 500 plus mają być dla dzieci, a nie na opał czy proszki do prania - mówi nam pani Beata. - Za pieniądze z 500 plus mogłam wreszcie kupić dzieciom wymarzonego laptopa i rowery, zaś kolejne wpłaty planowaliśmy odkładać na studia najstarszej córki - dodała kobieta.
36-latka odwołała się od decyzji MOPS do SKO, które uznało, że pieniędzy z 500 plus nie wolno doliczać do dochodów rodziny i nakazało urzędnikom socjalnym ponowne rozpatrzenie wniosku. Po publikacji w "SE" sprawą zainteresowała się także Elżbieta Rafalska (61 l.), minister rodziny, pracy i polityki społecznej, która zapowiedziała kontrolę w suwalskim MOPS.
Czytaj też: Polska to raj dla pracowników z Ukrainy. Ilu imigrantów przyjęliśmy?