Uchodźcy płynący na łodzi do Europy

i

Autor: Shutterstock

Kryzys migracyjny

3,5 mld potencjalnych migrantów. Świat czeka wstrząs. Jak się na niego przygotować?

2024-06-22 5:17

Prawdziwy kryzys migracyjny dopiero przed nami? Zmiany klimatyczne sprawią, że 3,5 mln ludzi będzie mieszkać w miejscach nienadających się do życia. Aby przeżyć, będą musieli migrować. M.in. do Polski – mówi Gaia Vince brytyjska pisarka i dziennikarka, autorka książki „Stulecie nomadów”.

Obecny kryzys migracyjny? Będzie tylko gorzej

„Super Express”: - Polska na własnej skórze doświadcza wielkich wędrówek ludzkości. Na granicy z Białorusią reżim Łukaszenki wykorzystuje desperatów z krajów ogarniętych wojnami i kryzysem klimatycznym do destabilizacji sytuacji. Ale zdaje się to tylko przedsmak tego, co nas czeka, bo w swojej książce „Stulecie nomadów” wskazuje pani, że gwałtowne zmiany klimatyczne sprawią, iż już za chwilę 3,5 mld ludzi będzie mieszkać w regionach, w których życie stanie się wręcz niemożliwe. Prawdziwy kryzys migracyjny dopiero przed nami?

Gaia Vince: - Jak pan wspomniał, to już się dzieje. Nie tylko w Afryce czy południowej Azji, gdzie ekstremalne temperatury sprawiają, że coraz trudniej jest prowadzić tam rolnictwo. To dzieje się także w Europie. Gwałtowne zjawiska spowodowane przez zmiany klimatu takie jak powodzie zmuszają do przeprowadzki mieszkańców południowych Niemiec. Pożary we Włoszech czy Grecji mają ten sam efekt – ludzie uciekają przed zagrożeniem. Będzie tylko gorzej, co oznacza coraz większą mobilność ludzkości, której nie widzieliśmy jeszcze w historii. Wraz z upływem tego stulecia, coraz większe obszary Ziemi nie będą się nadawały do zamieszkania. Dotyczy to przede wszystkim obszarów tropikalnych.

Migranci klimatyczni dotrą do Polski

- Czyli obszarów, w których ludzi nieustannie przybywa.

- Dokładnie. To siłą rzeczy będzie powodować, że ludzie będą szukali schronienia w chłodniejszych miejscach takich jak właśnie Polska, Skandynawia, Kanada czy Rosja.

- Czy to nieuniknione? Świat z mozołem, ale stara się jednak walczyć ze zmianami klimatycznymi. Inna sprawa, czy zrobi to odpowiednio szybko.

- Na pewno bardzo szybko przesuwamy się w stronę dekarbonizacji energetyki. 1/3 całej energii wytwarzanej na naszej planecie to już czysta energia. Takiego tempa trudno się było spodziewać 5 czy 10 lat temu. Nie zmienia to faktu, że zużycie paliw kopalnych ciągle rośnie. W związku z tym rosną emisje i sprawiają, że temperatury na świecie rosną razem z nimi. Obecnie jesteśmy na ścieżce do zwiększenia do końca stulecia średniej temperatury o 3-4 stopnie w porównaniu z okresem sprzed rewolucji przemysłowej. To oznacza, że duże obszary globu będą niezdatne do życia przynajmniej przez kilka miesięcy w roku. Ciągle możemy jeszcze wiele zrobić w kwestii wytwarzania energii czy zmian w systemie produkcji żywności, w który w obecnej formie jest niszczycielski dla klimatu. Będziemy się też musieli zaadaptować do zmieniających się warunków.

Tu ludzie nie będą w stanie żyć

- Pytanie, czy da się zaadaptować do ekstremalnych warunków, które mają być udziałem ludzkości?

- Nie mamy wyjścia. Nie będzie bowiem na Ziemi obszaru, który uniknie negatywnych skutków zmian klimatycznych. Weźmy choćby Polskę. Od lat zmagacie się z suszami, które tylko się zintensyfikują i będą wpływać na to, jak funkcjonować będzie wasze rolnictwo, a nawet na zdolność do życia w niektórych miastach. Można się na to przygotować, choćby poprzez adaptację technologiczną, ale to już zależy od decyzji politycznych, które będą lub nie podejmowane, by wyjść naprzeciw tym problemom. Są jednak miejsca na Ziemi, które nie mają tyle szczęścia co Polska i będą się mogły zaadaptować do zmian klimatycznych tylko w niewielkim stopniu. Skoro już teraz są miejsca, gdzie temperatury osiągają wartość 50 stopni, oznacza to, że miejsca na adaptację zostało niewiele.

- Cóż, ktoś powie, że można użyć klimatyzacji i innych dostępnych technologii, ale wymyślić coś nowego. W końcu ludzkość w obliczu katastrof potrafi wymyślić wiele rzeczy, które przed nimi uchronią.

- Do pewnego stopnia tak. Można to będzie zrobić w mniejszych, ale bogatych społecznościach. Spójrzmy choćby na Katar czy Zjednoczone Emiraty Arabskie – zasadniczo nienadające się do życia obszary, które dostosowano do życia właśnie przez małe i bardzo bogate społeczeństwa. Żyją one tak naprawdę w wielkich klimatyzowanych centrach handlowych i wszystko, co potrzebne do życia – woda, jedzenie czy energia – są im dostarczane. Ci, którzy jednak żyją poza tymi luksusami, to znaczy budowlańcy czy pracownicy, którzy to wszystko wprawiają w ruch po prostu umierają z powodu ekstremalnych warunków życia. Ale przecież są inne miejsca i inne społeczności, dla których taka adaptacja będzie po prostu niemożliwa.

- To znaczy?

- Weźmy chociażby takie miasto jak Bombaj w Indiach. W całej aglomeracji mieszka tam 23 miliony ludzi. 9 milionów mieszkańców mieszka w slumsach, co oznacza w najlepszym razie małe betonowe pudełka z dachami z blachy falistej. W tych częściach miasta temperatury są średnio wyższe o 6-7 stopni od reszty Bombaju. Nie da się tam każdemu zainstalować klimatyzacji, a co więcej miasto leży nad oceanem, znad którego nadciągają gigantyczne burze, powodujące podtopienia, które z kolei prowadzą do katastrofy sanitarnej i licznych chorób z cholerą na czele. Oczywiście, Bombaj nie zniknie z mapy Indii i świata, ale za kilkanaście-kilkadziesiąt lat będzie znacznie mniejszy i znacznie lepiej zaadaptowany do warunków. Ale znów, będą mogli w nim żyć tylko bogaci Hindusi. Nie będzie to miejsca dla 23 milionów ludzi.

Tylko w Europie upały zabiły 60 tys. ludzi

- A co z resztą?

- Jeśli będą chcieli przeżyć, będą musieli się gdzieś przenieść. Skalę spodziewanej katastrofy może obrazować to, że w dużo bogatszej i dużo bardziej rozwiniętej Europie tylko w zeszłym z powodu ekstremalnych upałów zmarło 60 tys. ludzi. Tymczasem w kolejnych krajach Afryki czy Azji coraz trudniej będzie żyć. Już dziś nie da się zmienić takich krajów jak Czad w kwitnącą łąkę dla milionów ludzi. Coraz częściej będą się zdarzać katastrofalne zbiory, które sprawią, że milionów ludzi nie będzie stać na drożejące jedzenie. Zmiany klimatyczne tylko zwiększają problemy, z którymi wiele z tych państw się zmaga. Życie coraz większej liczby ludzi będzie zagrożone – czy to z braku właśnie pożywienia, czy gigantycznych temperatur czy powodzi, które będą nawiedzać ich kraje. To oznacza jedno: gigantyczną wędrówkę coraz bardziej zdesperowanych ludów.

- Czy ten zwiększający się kryzys da się racjonalnie okiełznać czy czeka nas okres coraz większego chaosu na każdej szerokości geograficznej?

- Cóż, wiemy, co nas czeka i mamy setki sposobów, by się na to przygotować. Oczywiście, jeśli tylko będziemy chcieli. 80 lat temu świat obrócił się w popiół, kiedy katastrofa II wojny światowej równała kolejne miasta z ziemią, powodowała gigantyczne migracje i ogromny głód. Z tego chaosu wyciągnęliśmy jednak wnioski. Światowi liderzy, którzy nie mieli powodów do jakiejkolwiek sympatii wobec siebie znaleźli sposoby, żeby rozwiązać ogromną ilość problemów. Świat, który wyłonił się po II wojnie światowej wspólnie zwalczał choroby zakaźne, pokonywał liczne klęski głodu. My wiemy, kto, gdzie i w jaki sposób będzie zagrożony. Musimy mieć tylko chęć i plan, by coś z tym zrobić. Musimy być też pragmatyczni i spojrzeć na ludzką mobilność jako na szansę a nie zagrożenie.

- W jakim sensie?

- Jeśli opracujemy plan, jak zarządzać tymi przepływami, mamy szansę na wzmocnienie naszych gospodarek, naszych społeczeństw i stabilizacji. Jeśli nie podejdziemy do tego racjonalnie, wszystkie problemy, które tworzą zmiany klimatyczne, sprawią, że XXI w. będzie wiekiem niekontrolowanych wstrząsów. Tego nikt przecież nie chce.

- Trudno być jednak optymistą, bo już teraz migracje z globalnego Południa na Północ tworzą gigantyczne problemy polityczne. Mamy do czynienia z lękami o tożsamość europejskich społeczeństw, emocjami, które torpedują jakiekolwiek próby racjonalnego zarządzania kryzysowego.

- Musimy całkowicie zmienić narrację wokół tej sprawy. Dziś została ona narzucona przez populistów. Oczywiście, tego się po nich spodziewamy, że będą demonizować migrantów, próbując czy to obarczyć ich za niepowodzenia własnych rządów, czy to odsuwając uwagę od innych problemów społecznych czy politycznych. To bowiem jednoczy różne grupy społeczne w gniewie na migrantów na nie na politykach, którzy zawodzą.

Polska może tylko zyskać na migracjach

- A da się tę narrację odwrócić? W Polsce widać, że nawet uważający się za światłych Europejczyków politycy przejmują antymigracyjną postawę.

- Odpowiedzią na te emocje muszą być fakty i język korzyści. Fakty są takie, że migracje sprzyjają rozwojowi gospodarczemu i budowie dobrobytu. Korzystają na tym wszyscy i to musimy przypominać nieustannie. Polska jako rosnąca ciągle gospodarka może być jednym z beneficjentów kontrolowanej fali migracji, jeśli włączy się w rywalizację o ich przyjęcie. Prawda jest bowiem taka, że wiele zachodnich gospodarek już o nich walczy, a ta walka będzie się tylko nasilać. Starzejące się zachodnie społeczeństwa nie są w stanie na dłuższą metę utrzymać poziomu dobrobytu, który dziś znamy. Polityczni przywódcy Zachodu boją się o tym mówić, uważając, że mogą tylko na tym stracić, bo są przekonani, że ludzie ze swej natury są ksenofobiczni i nie ma co ryzykować. To katastrofalna pomyłka, która przeczy zdrowemu rozsądkowi i interesowi społecznemu. Powinniśmy wymagać od polityków, że wykorzystają tę szansę. Bo podkreślam, że to jest to większa szansa, niż zagrożenie. Oczywiście, wymaga to wysiłku. Wymaga to sprawnej polityki integracyjnej, wymaga to inwestycji w służbę zdrowia, mieszkalnictwo, ale to inwestycja, z której stopa zwrotu jest ogromna.

- Rozumieją to choćby Kanadyjczycy, którzy prowadzą aktywną politykę migracyjną, ściągając do kraju pożądanych pracowników i mając kontrolę nad przepływami ludzkimi.

- Tak, Kanada doskonale rozumie, że ma zbyt mało mieszkańców, by obecnie być czołową światową gospodarką. Wiedzą, że potrzebują więcej ludzi, by utrzymać nie tylko wzrost gospodarczy, ale też system społeczny. Z takim podejściem Kanada będzie jednym ze zwycięzców tych zmian. Ale podkreślam, że Polska ze swoim położeniem geograficznym może także może na migracjach zyskać. Tym bardziej, że ludzie i tak dotrą do Polski, bo ta wędrówka ludów, jak już się o tym przekonujecie, nie ominie także waszego kraju. Albo będziecie na to przygotowani i wykorzystacie szansę, albo czeka was chaos. Wybór ciągle jest możliwy.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Stulecie Nomadów

i

Autor: Materiały prasowe