"Super Express": - Wczoraj minęło dwadzieścia lat od upadku ZSRR. Parafrazując słowa T.S. Eliota - skończył się on nie hukiem, ale skomleniem. Spodziewał się pan, że to supermocarstwo zniknie tak niespodziewanie i bez większych zawirowań?
Prof. Richard Pipes: - Przyznam, że taki koniec imperium radzieckiego mnie zaskoczył. Spodziewałem się raczej, że Związek Radziecki przyjmie strategię realizowaną od czasów Deng Xiaopinga przez Komunistyczną Partię Chin, tzn. komuniści zachowają monopol na władzę polityczną, ale pozwolą na rozwój gospodarki rynkowej. To miałoby rozpocząć długi, rozpisany na 20-30 lat proces wypierania przez kapitalizm i demokrację marksizmu-leninizmu.
- Wśród kierownictwa KPZR zabrakło ludzi z wizją i wyobraźnią chińskich komunistów?
- Nie tyle chodzi o brak wizji czy wyobraźni. Wydaje się, że po prostu nikt z radzieckich przywódców nie przypuszczał, iż ZSRR jest tak śmiertelny. Byli przekonani, że system jest na tyle silny, aby przetrwać wszystkie zawieruchy.
- Wierzył w to chyba sam Gorbaczow, który zaczynając swoje reformy, chciał przecież ratować imperium.
- Dokładnie. Wprowadzenie pierestrojki i głasnosti, które dawały mieszkańcom Związku Radzieckiego więcej swobody wypowiedzi i liberalizowały niewydolną gospodarkę centralnie planowaną, miało sprawić, że socjalizm stanie się bardziej elastyczny. Oczywiście okazało się, że w ciągu kilku lat reformy te stały się gwoździem do trumny konającego mocarstwa. Sam Gorbaczow mówił potem, że upadek ZSRR był katastrofą.
- Ten niespodziewany upadek był wpisany w sam system komunistyczny?
- Wydaje się, że wynikał z natury tego systemu. Rozmawiałem kiedyś z bliskim doradcą Gorbaczowa Aleksandrem Jakowlewem, który przyznał, że w 1988 roku, po trzech latach prób reformowania komunizmu, najwyższe władze doszły do wniosku, iż reformy nic już nie dadzą. Trzeba go więc zostawić w istniejącej formie albo po prostu go znieść.
- Widomym znakiem niewydolności systemu stał się dramatyczny stan radzieckiej gospodarki w latach 80. Jaką rolę odegrała pogłębiająca się zapaść ekonomii ZSRR?
- Niepoślednią. Gdyby sytuacja ekonomiczna kraju była stabilna, być może upadek ZSRR odsunąłby się w czasie. Ludzie widzieli jednak, że gospodarka jest na wyczerpaniu. W latach 80. mogli porównać sytuację w Związku Radzieckim z tym, co działo się na Zachodzie. A to budziło ogromną frustrację i chęć głębokich zmian.
- Znalazło to wyraz w niezwykłym rozpolitykowaniu społeczeństwa w czasach pierestrojki. Poluzowanie śruby społeczeństwu stało się śmiertelnym zagrożeniem dla istnienia imperium?
- Póki władze trzymały społeczeństwo na krótkiej smyczy, póty system wydawał się niezniszczalny. Kiedy ludziom dano trochę swobody, okazało się, że wszystko wybuchło z niesłychaną siłą. Rozpoczęły się ruchy odśrodkowe, które doprowadziły do niesłychanego wzrostu nastrojów antyradzieckich wśród mieszkańców poszczególnych republik. Tego nie dało się już powstrzymać.
- Na postawę społeczeństwa wpłynęła nie tylko sytuacja ekonomiczna, ale także niekończąca się wojna w Afganistanie?
- Wieloletnie i niezwykle kosztowne zaangażowanie ZSRR w Afganistanie w znacznym stopniu przyczyniło się do problemów ekonomicznych kraju i te dwie sprawy w pewnym momencie nałożyły się na siebie. Jednak rolę tej wojny widzę bardziej w warstwie moralnej. Dla mieszkańców Związku Radzieckiego liczne ofiary, także wśród najbliższych, były nie do pomyślenia. Również bezsens tej wojny raził w oczy. Kiedy okazało się, że w Afganistanie nie da się wygrać, przestano wierzyć we wszechmoc imperium. Pamiętajmy zresztą, że wszystkie rewolucje w Rosji zaczynały się od przegranych wojen - w 1905 roku z Japonią, a w 1917 z Niemcami na froncie wschodnim I wojny światowej.
- Dla tamtejszego społeczeństwa władza, która przegrywa wojny, jest niezdolna do rządzenia?
- Tak, i jest to zapisane gdzieś w rosyjskiej mentalności. Przecież również upokarzająca przegrana w wojnie krymskiej w połowie XIX wieku zapoczątkowała proces głębokich zmian, w tym oficjalne zniesienie pańszczyzny w 1861 roku.
- W latach 80. za prezydentury Ronalda Reagana, którego był pan doradcą, Stany Zjednoczone zaostrzyły kurs wobec Związku Radzieckiego. Oprócz przyczyn wewnętrznych, również czynnik zewnętrzny dobił Moskwę?
- Reagan rozumiał, że nie można oddać ZSRR pola. Komuniści wierzyli bowiem, że miękka polityka jego poprzedników świadczyła o słabości Ameryki i pozwalała myśleć, że to oni wygrali starcie supermocarstw. Jednak presja, jaką zaczęła wywierać na Kreml amerykańska administracja, wytrąciła ich z tego dobrego samopoczucia. Dodatkowo tempo wyścigu zbrojeń, które narzucił Reagan, sprawiło, że ZSRR dostał zadyszki i w końcu przegrał.
- Myśli pan, że gdyby poprzedni prezydenci USA nie szukali dialogu lub nie stawiali na zachowanie status quo w relacjach z ZSRR, angażując się bardziej w forsowną rywalizację z "imperium zła", przyspieszyłoby to jego upadek?
- Jestem absolutnie przekonany, że tak by się stało. Taki choćby Carter zupełnie przegrał tę sprawę. Dopiero ostre postawienie sprawy przez Reagana sprawiło, że ZSRR zatrząsł się w posadach.
Prof. Richard Pipes
Sowietolog. Doradca prezydenta Ronalda Reagana