Andrzej Halicki podkreśla, że konsekwencje orzeczenia TK są niezwykle poważne. - Mamy zagrożone środki, ale – przede wszystkim – prawnie jesteśmy poza Unią. To znaczy, że dzisiaj polski rząd wymawia posłuszeństwo wszystkim decyzjom, które są wspólnie podejmowane.
Kamila Biedrzycka: Jak, po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, zmieniła się nasza pozycja w unijnych strukturach?
Andrzej Halicki: Nad przyszłością Polski zawisł wielki znak zapytania. Nad naszą przyszłością. Jeśli orzeczenie neguje traktat Unii Europejskiej, to robi to także z podstawą Krajowego Planu Odbudowy, który ma działać nie na podstawie polskich, ale europejskich rozporządzeń. To znaczy, że tych pieniędzy nie będzie. Nawet jeśli dojdziemy do jakiejś reinterpretacji tego orzeczenia, to możemy stracić zaliczkę, bo ona musi być wypłacona do końca roku. To 4,7 mld euro.
- Bierze pan pod uwagę, że mimo wszystko, Komisja nam te pieniądze wypłaci? Czy już nie ma takiej możliwości?
- W takiej sytuacji nie. Oprócz problemu prawnego, mamy problem merytoryczny – brak transparentności przy wydawaniu środków europejskich. To też jest hamulec do ich uruchomienia.
- Argumenty Trybunału i rządu są takie, że w traktatach, które przyjmowaliśmy nie ma mowy o tym, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej może ingerować w wymiar sprawiedliwości poszczególnych krajów członkowskich.
- Nie ma żadnej ingerencji. Przypominam, że TSUE jest naszym najwyższym sądem. Najwyższą instytucją odwoławczą i rozjemczą. W traktatach jest zapisane, że jego orzeczenia muszą być wykonywane, bo to ostatnia instancja, od której nie ma już odwołania. A polski rząd tych orzeczeń nie wykonuje, neguje je, a co za tym idzie neguje istotę Unii Europejskiej zapisaną w traktatach. Sprawy zaszły za daleko. Bo to nie o to chodzi, że rząd sobie poradzi, bo – jak słyszę – ma już w budżecie zaplanowane wydatki. Tu nie chodzi o rząd, bo unijne pieniądze są dla firm, dla Polaków, dla tych, którzy ledwo przeżyli pandemię COVID. Dzięki tym pożyczkom polska gospodarka ma łatwiej wyjść z kryzysu. Jeśli z nich zrezygnujemy, to będzie po raz drugi jak z Planem Marshalla (…) Trybunał Konstytucyjny podważył wszystkie nasze wcześniejsze zobowiązania traktatowe. Wypowiedział wszystkie nasze zobowiązania.
- Jakie będą tego polityczne konsekwencje?
- Mamy zagrożone środki, ale – przede wszystkim – prawnie jesteśmy poza Unią.
- Co to konkretnie oznacza?
- To znaczy, że dzisiaj polski rząd wymawia posłuszeństwo wszystkim decyzjom, które są wspólnie podejmowane. Jeśli każde orzeczenie TSUE jest negowane, to znaczy, że Polska nie wykonuje tego, do czego się zobowiązała.
- Dlaczego Jarosław Kaczyński zdecydował się na ten ruch?
- Nie wiem. Wydaje się, że zabrnął za daleko
- I nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji?
- Zdaje sobie sprawę. Ale władza i jej utrzymanie to jest dla niego jest najważniejsze. To nie jest pierwszy raz kiedy autorytarne rządy idą na zderzenie ze ścianą, nawet za wszelką cenę. Powód jest prosty: alternatywą jest odpowiedzialność karna, również dla Jarosława Kaczyńskiego (…) widać po tych wszystkich działaniach, że one są nie tylko chaotyczne, ale są już nacechowane taką determinacją osoby, która jest w pewnym obłędzie i jedzie już tylko w jednym kierunku. To już jest naprawdę niebezpieczne.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka