Główne problemy, z którymi boryka się system, są wciąż takie same od lat. Brakuje lekarzy ze specjalizacją w medycyny ratunkowej. Oblężone przez pacjentów SORY-y, nadal traktowane (podobnie jak pogotowie ratunkowe) przez chorych jako „szybkie” przychodnie. Długi czas oczekiwania na karetki, jaki mija od przyjęcia zgłoszenia do przyjazdu do pacjenta. Zacznijmy od końca, a co szczególnie irytuje wzywających pogotowie ratunkowe. „Mediana czasu dotarcia na miejsce zdarzenia, wskazana w ustawie o PRM, jest nie większa niż 8 minut w miastach powyżej 10 tysięcy mieszkańców i 15 minut poza tymi miastami. A maksymalny czas dotarcia na miejsce zdarzenia od przyjęcia zgłoszenia o nim przez dyspozytora powinien wynosić w miastach powyżej 10 tysięcy mieszkańców 15 minut i 20 minut poza tymi miastami. Udział wyjazdów Zespołów Ratownictwa Medycznego, niespełniających tego parametru w całkowitej liczbie wyjazdów wynosił w 2017 roku – ponad 18 procent, a w 2018 roku – ponad 28 procent” – komunikuje NIK. Prawdopodobnie sytuacja w tej materii poprawiła się, ale o tym NIK zapewne zaraportuje za dwa lata.
Teraz kolej na uwagi krytyczne wobec SOR-ów. Ścisk, tłok, wielogodzinne oczekiwanie na przyjęcie przez lekarzy SOR, czasem skutkujące tragicznymi zdarzeniami, miał rozładować system TOPSOR (Tryby Obsługi Pacjentów w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym). Realizacja tego programu jest spóźniona o kilka lat, choć wydano na niego kilkadziesiąt milionów złotych, bo… „Wdrażanie tych skomplikowanych i wymagających specjalistycznej wiedzy projektów powierzono Lotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu – jednostce nieposiadającej w tym względzie doświadczenia oraz świadczącej inne, istotne dla systemu ratownictwa usługi”.
A teraz pokontrolne spostrzeżenia odnoszące się do braków kadrowych, być może problemu nr jeden w PRM. „W 2018 roku zatrudnionych było ponad tysiąc lekarzy ze specjalizacją z medycyny ratunkowej, co według konsultanta krajowego w tej dziedzinie, stanowiło zaledwie 39 procent zapotrzebowania na tę grupę specjalistów. Deficyt lekarzy powodował niepełną obsadę szpitalnych oddziałów ratunkowych i zespołów ratownictwa medycznego. Zatrudnieni w SOR lekarze pełnili kilkudziesięciogodzinne – nieprzerwanie nawet przez blisko 80 godzin – dyżury bez odpoczynku. Zdarzało się, że na SOR dyżurował tylko jeden lekarz i to nie zawsze specjalista medycyny ratunkowej, albo nieobsadzone było stanowisko ordynatora takiego oddziału. Lekarze w Zespołach Ratownictwa Medycznego pracowali, jedynie z godzinną przerwą, nawet 144 godziny”. Wyjaśnijmy, że młodzi lekarze niechętnie specjalizują się w dziedzinie medycyny ratunkowej. Nie jest ona wysoko ulokowana w finansowej hierarchii.
W ramach Systemu PRM w 2019 r. (gdy NIK prowadziła omawianą kontrolę) funkcjonowało 1577 zespołów ratownictwa medycznego (369 specjalistycznych - z lekarzem w składzie i 1208 podstawowych). Liczba ta dziś jest nieaktualna, bo ubywa zespołów specjalistycznych. Lekarze mogą więcej zarobić w innych sekcjach ochrony zdrowia. Doraźnej pomocy medycznej udzielało również Lotnicze Pogotowie Ratunkowe (z 21 baz) oraz personel medyczny 237 szpitalnych oddziałów ratunkowych. Z systemem PRM współpracowało 155 izb przyjęć, 17 centrów urazowych udzielających świadczeń opieki zdrowotnej pacjentom z mnogimi wielonarządowymi obrażeniami ciała oraz 8 centrów urazowych dla dzieci.