- Wyjście Solidarnej Polski z koalicji oznaczałoby zapewne przyśpieszone wybory; zdaliśmy sobie sprawę, że to dziś oznaczałoby dojście do władzy ludzi, którzy są jeszcze bardziej skłonni na rozmaite ustępstwa wobec establishmentu europejskiego - już na wstępie wytłumaczył, dlaczego Solidarna Polska zdecydowała się pozostać w rządowej koalicji. Podkreślał przy tym jednak, że spór ws. rozporządzenia o systemie warunkowości to nie jest wyłącznie kwestia praworządności, lecz wręcz walka o przyszłość Europy i kraju. Jak mówił, chodzi o to, "czy będzie w ogóle Polska tak naprawdę, czy Polska będzie sprowadzona do jakiegoś landu, województwa, regionu w państwie europejskim, w którym decydujące głosy nie będą należały wówczas do Polaków, (...) główne decyzję będą podejmowane ponad ich głowami". - Chcemy, by państwa narodowe dalej funkcjonowały, bo one są wpisane w istotę historii, tradycje kontynentu. My uważamy, że wspólnota europejska jest wartością i UE w tym sensie jest dobra, jeśli jest wspólnotą równych szans, które ze sobą współpracują, współdziałają, ale zachowują swą odrębność - przekonywał.
Zobacz także: Pilne! Jarosław Kaczyński ogłosił, że odchodzi. "Ostatni raz"
Po chwili rozmowa stała się znacznie ciekawsza, gdyż pojawił się w niej wątek relacji Zbigniewa Ziobry oraz Mateusza Morawieckiego. - Pan premier Mateusz Morawiecki przekonał pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że wynegocjowane przez niego konkluzje do decyzji, które zapadły w związku z budżetem, do tego rozporządzenia, które zostało przyjęte, są wystarczającą gwarancją ochrony naszych interesów. My tak nie uważamy - rozpoczął spokojnie.
Dopytywany, jak określiłby swe relacje z premierem i czy nazwałby je "szorstką przyjaźnią" (która niegdyś łączyć miała ówczesnego premiera Leszka Millera i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego), Ziobro przyznał, że choć relacje osobiste w polityce mają znaczenie, to raczej drugorzędne, a nawet trzeciorzędne. Według niego, "w profesjonalnej polityce ważne są wspólne cele i zgodność zadań" i dodał, że koalicja ze swej natury jest zmuszona zawierać kompromisy, bo składa się z trzech partii. Następnie wprost jednak zarzucił premierowi, że ten się pomylił!
- Ale rzeczywiście, tu doszło do poważnych różnic, takich, o których powiedziałem przed chwilą "fundamentalne". (...) Czas pokaże, kto miał rację. Ja chciałbym mylić się, chciałbym powiedzieć, że w tej sprawie miał rację pan premier Morawiecki, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi, ostatnie wypowiedzi też pani szefowej KE sprzed kilku dni pokazują, że niestety będzie inaczej - wprost powiedział na antenie.