Głupia wypowiedź? Oczywiście, że głupia. W 31 lat po stanie wojennym od czynnych polityków wymagamy zajmowania się czymś sensownym, a nie przeciąganiem styropianu i żenującą walką na życiorysy.
Zanim politycy i publicyści Platformy Obywatelskiej rzucą się z radochą na słowa Kaczyńskiego, powinni jednak sięgnąć do słów Donalda Tuska na ten sam temat. W kampaniach wyborczych Donald Tusk lubi przypominać o swojej działalności w opozycji. Podkreślał, że w chwili wybuchu stanu wojennego nie szedł do mamy, ale do stoczni, by strajkować. "Z pełnym przekonaniem, że przyjdzie nam zginąć" - jak sam to ujął. Podobno dopytywała się o niego Służba Bezpieczeństwa.
Tylko że aż takie zainteresowanie SB osobą Donalda Tuska nie znajduje potwierdzenia w dokumentach ani wspomnieniach opozycjonistów. Andrzej Gwiazda twierdzi, że gdy chciał się zatrudnić w spółdzielni "Świetlik", w której pracował Tusk, odmówiono mu, by "nie mieć na głowie SB". Sam Tusk, kiedy był politykiem nieco mniej znanym, wspominał, że jego działalność opozycyjna to była "nieustanna biesiada towarzysko-alkoholowo-intelektualna".
Walka na życiorysy to jednak tylko jedna z odsłon żenującego spektaklu. Politycy i publicyści sprzyjający PiS lubią dziś porównywać Polskę Tuska do PRL Jaruzelskiego albo Gomułki. Polityków i publicystów sprzyjających Platformie to oburza. Pamiętam jednak, że sami lubili porównywać rządy PiS do III Rzeszy i czasów stalinowskich.
Oczywiście i jedni, i drudzy zastrzegają się: "Nie chcę porównywać, ale...", albo: "Wiem, że to daleko idące...".
Wypadałoby się zastanowić, dlaczego obie strony, zwłaszcza politycy żyjący z pieniędzy obywateli, nie zajmują się czymś sensownym, tylko tracą czas na te brednie? Oczywiście "wiem, że to daleko idące" i "nie chcę porównywać, ale" obie strony sporu zachowują się w takich wypadkach nie jak poważni politycy i publicyści, ale jak zwykli idioci.