Witamy w świecie neoliberalnego cudu, który w założeniach miał sprawić, że im bardziej będą bogacić się najbogatsi, tym więcej trafi do kieszeni biedniejszych. Opowieść o fali, która unosi nie tylko najbardziej ekskluzywne jachty, ale także najbardziej liche łajby, dawno już się skompromitowała. W jednej z ojczyzn neoliberalnej ortodoksji, czyli w Stanach Zjednoczonych, w ostatnich kilkudziesięciu latach majątki najbogatszych zwiększały się w zawrotnym tempie, podczas gdy zarobki tzw. zwykłych Amerykanów były de facto niższe niż w początkach rządów Ronalda Reagana. Globalny trend według raportu Oxfam wygląda tak, że od 2010 roku majątek miliarderów zwiększał się w tempie 13 proc. rocznie, podczas gdy płace zwykłych ludzi rosły sześć razy wolniej.
Jeden z mitów neoliberalizmu uczy, że im ciężej ktoś pracuje, tym większe pieniądze będzie zarabiał. Kolejne badania dowodzą jednak, że i to jest bzdurą. W USA mobilność społeczna znacząco spadła od lat 80. XX w. Jak dowiedli ekonomiści z University of Massachusetts, awans społeczny staje się coraz trudniejszy. I to niezależnie od wykształcenia, które posiadasz. Krótko mówiąc, jeśli urodziłeś się biedny, szanse na to, że umrzesz jako biedak, są dużo większe dziś niż 40 lat temu. Nawet jeśli będziesz tyrał 24 godz. na dobę.
Swego czasu John D. Rockefeller miał powiedzieć, że ten, kto pracuje przez cały dzień, nie ma czasu na zarabianie pieniędzy. Kto jak kto, ale człowiek, który twierdził, że pieniądze dał mu Bóg, doskonale rozumiał to, co udowodnił później znany francuski ekonomista Thomas Piketty: pracą ludzie się nie bogacą. I rzeczywiście, jak dowodzą twórcy raportu Oxfam, to nie praca jest źródłem bogactwa, lecz odziedziczone pieniądze. Według szacunków przytaczanych w raporcie organizacji aż 1/3 majątków miliarderów trafiła do nich w formie spadków. Jednym słowem, żeby zostać bogaczem, trzeba urodzić się w bogatej rodzinie. Wystarczy spojrzeć na listę najbogatszych Polaków i zobaczyć, kto jest na jej czele. Wcale nie ludzie, którzy, cytując klasyka, wcześniej wstawali, więcej się uczyli, więcej ryzykowali, ale spadkobiercy multimiliardera.