Były to opowieści z telewizora, z daleka - więc może i prawda, ale niekoniecznie. Ten z nas, kto ma rodzinę w Stanach (ja mam), patrzył już na sprawę inaczej, z bliższej, bardziej bezpośredniej perspektywy, ale bez lęku.
Po ponad roku od wybuchu kryzysu w USA z całą pewnością mamy go u siebie. Na pozór dobrze funkcjonujące firmy, w tym także wielkie korporacje, zwalniają wykwalifikowanych ludzi. Ci przestają płacić kredyty za samochody, mieszkania, domy... Inni pracownicy muszą się godzić z drastycznymi obniżkami pensji. Na rynku jest coraz więcej bezrobotnych, właściwie wszystkich profesji. Rozmowy z przyjaciółmi i znajomymi podszyte są obawą, co będzie dalej. Problem w tym, że nikt nie wie, co będzie dalej, a rady ekspertów, jak powinniśmy z kryzysu wychodzić, wzajemnie sobie przeczą. Dziś Grzegorz Kołodko na łamach "Super Expressu" wieszczy - wolałbym mu nie wierzyć - że nasz kryzys potrwa jeszcze dwa lata. Podaje swoje antyneoliberalne recepty na rozruszanie naszej gospodarki. To w skali makro. A w skali mikro? Jaką receptę możemy podać tym, którzy właśnie stracili pracę albo są taką stratą zagrożeni? Nie wiem. Może Państwo wiedzą, jak radzić sobie z kryzysem?