Po tym, jak "Super Express" skrytykował złamanie regulaminu nagrody Grand Press, dzięki czemu Tomasz Lis został dziennikarzem roku, poprosiliśmy o komentarz redaktora naczelnego miesięcznika "Press", który tę nagrodę ustanawia. Red. Andrzej Skworz stwierdził, że na pytania odpowie e-mailowo. Czy odpowiedział - niech ocenią Czytelnicy.
Pytania, które wysłaliśmy do red. Andrzeja Skworza:
1. Mówi pan, że głosowanie na red. Lisa przez pisma należące do jednego wydawcy ("Poradnik Restauratora" i "Poradnik Handlowca"), z niemal identycznym uzasadnieniem, nie wypełnia definicji "zmowy redakcji". Co zatem uznałby pan za zmowę? Po co istnieje regulamin, którego nie trzeba przestrzegać?
2. W przypadku zwycięstwa w plebiscycie redaktora Lisa nie chodzi o to, jakie redakcje na niego głosowały. Problemem jest to, że wygrał dzięki głosom firmy, w której imprezach brał udział. Czy uważa Pan, że to w porządku wobec pozostałych dziennikarzy? Czy promowanie się w ten sposób jest działaniem godnym dziennikarza (a co dopiero Dziennikarza Roku), czy raczej polityka bądź celebryty?
3. W odpowiedzi zamieszczonej na stronie www.press.pl wspomniał pan, że tłem naszej troski o nagrodę Dziennikarza Roku jest krytyka naszej redakcji ze strony red. Lisa. Pomińmy kwestię wzajemnych zarzutów naszej redakcji i red. Lisa. Czy pana tegoroczny wybór nie martwi? Konkretne zarzuty wobec red. Lisa, na które nerwowo reaguje, pojawiają się także w ustach innych dziennikarzy. W tym w wywiadzie zamieszczonym na łamach "Press".
E-mailowa odpowiedź red. Andrzeja Skworza:
Jeszcze raz dziękuję za zainteresowanie konkursem Grand Press przez "SE". Sądziłem jednak, że pytania będą dotyczyć nowych kwestii, czegoś, na co jeszcze nie odpowiedziałem w moim oświadczeniu. Tymczasem, do każdej z poruszanych kwestii, odniosłem się w tekście "Krytykujcie, ale głosujcie". Najlepiej będzie zatem, jeśli tak jak press. pl, który podał cały Państwa tekst, zamieścicie Państwo całą odpowiedź "Press". ( ) Proszę obszernie czerpać cytaty z mojego oświadczenia. Z wyrazami szacunku. AS
Tekst na stronie "Press":
"Krytykujcie, ale głosujcie". Odpowiedź redaktora naczelnego "Press" na list otwarty "Super Expressu".
Autor "Listu otwartego" redaktor Jastrzębowski napisał dzień wcześniej w "Super Expressie" tekst pt. "Jak "Restauratorzy" wybrali Tomasza Lisa na Dziennikarza Roku". Najpierw udowadniał, że Lis jest marnym dziennikarzem, nie potrafi nawet pisać tekstów i łamie dziennikarskie standardy, a następnie z szyderstwem odniósł się do redakcji, które na Lisa głosowały. Bo, gdyby jakaś "warszawska" "Polska" albo "Rzeczpospolita" oddały głosy na Lisa, toby jeszcze - zdaniem naczelnego warszawskiego "Super Expressu" - uszło. Ale żeby jacyś dziennikarze z prowincji? W dodatku z pisma specjalistycznego? Toż nie godzi się stawiać ich w jednym rzędzie z cenionymi przez redaktora Jastrzębowskiego elitarnymi mediami! Godna pożałowania buta. Oczywiście, ma prawo redaktor naczelny "Super Expressu" nie lubić Lisa i nie cenić małych, fachowych redakcji. Lecz proponowanie nam byśmy odebrali nagrodę Tomaszowi Lisowi i wręczyli ją Ewie Ewart jest niezręczną uzurpacją. Wątpię, by obdarowana ucieszyła się z takiego wyróżnienia. Bardziej mi jednak szkoda, że ta znakomita dokumentalistka BBC nie była - zdaniem "Super Expressu" - warta nawet głosu tej redakcji, zanim zwycięzcą został Lis. "Super Express" nie wziął udziału w głosowaniu, nie dał Ewie Ewart choćby jednego punktu (co natychmiast zmieniłoby wyniki), a teraz wylewa pomyje na zwycięzcę i sugeruje istnienie jakiegoś nowego rodzaju korupcji. Korumpowany jest wynagradzany podwójnie (zaproszenie na konferencje i nominowanie do Dziennikarza Roku), a korumpujący nie ma z tego nic. To absurd. Absurdem jest też przywoływanie punktu regulaminu o zmowie redakcji. Przy 59 redakcjach nominujących i 41 uzyskanych przez Lisa punktach problem nie leży w jakiejkolwiek zmowie, tylko w rozstrzeleniu się pozostałych kilkuset głosów na ponad setkę nominowanych osób. Przypominam: Tomasz Lis sam powiedział, że nie czuje, by na tę nagrodę w zeszłym roku jakoś specjalnie zasłużył i poprosił o przekazanie jej na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Lecz dla "Super Expressu" to jeszcze za mało. Wiem, co by się stało, gdybyśmy zgodzili się na rozwiązanie zaproponowane przez naczelnego tej gazety: dzień później ci dziennikarze, którzy z kolei nie lubią TVN, domagaliby się odebrania nagrody Ewie Ewart, analizując, czyje głosy otrzymała. To żałosne, ale mamy z tym do czynienia co roku. Takie jest teraz środowisko dziennikarskie. O nim mówi Tomasz Lis w najnowszym "Press", krytykując m.in. dziennikarzy "Super Expressu". I tu leży prawdziwe, drugie dno tej ekspresowej, choć tak spóźnionej troski "SE" o nagrodę Dziennikarza Roku. Ja sam w styczniowym "Press" zachęcam do dyskusji nad regulaminem konkursu. Bo doprowadzenie do tego, by redakcje brały rzeczywistą odpowiedzialność za swoje nominacje, tylko tej nagrodzie pomoże. I tak naprawdę cieszy mnie, że w miesiąc po jej wręczeniu wzbudza ona jeszcze takie emocje. Ale przypominam: pamiętajcie o Dziennikarzu Roku raczej w listopadzie i grudniu - gdy możecie o czymś zdecydować, zgłaszając nominacje redakcji. Krytykowanie po fakcie wyborów, w których samemu nie wzięło się udziału, to brak zrozumienia demokracji.
Andrzej Skworz
Redaktor naczelny miesięcznika "Press"